VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 25 kwietnia 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 64 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

NIE DO WIARY: Miasto jak miraż Autor : God
Niedowiary
Tekst: Afshin Molavi
Zdjęcia: Maggie Steber

Miasto jak miraż

Był sobie szejk, który miał wielkie marzenia. Jego królestwo na wybrzeżu Zatoki Perskiej było senną, spieczoną przez słońce wioską, zamieszkaną przez poławiaczy pereł, rybaków i kupców, którzy cumowali swoje rozklekotane stateczki i łodzie w wąskim strumieniu wijącym się przez miasteczko.

Lecz tam, gdzie inni widzieli tylko strumień ze słonawą wodą, ów szejk, Raszid ibn Sa'id al-Maktum, dostrzegał drogę prowadzącą w świat.

Pewnego razu, w 1959 roku, pożyczył wiele milionów dolarów od swego bogatego w ropę sąsiada - Kuwejtu i wybagrował strumień, aby mogły weń wpływać statki. Zbudował nabrzeża i magazyny, zaprojektował drogi, szkoły i domy mieszkalne. Jedni myśleli, że oszalał, drudzy że tylko się pomylił, ale szejk Raszid wierzył w potęgę rzeczy nowych. Czasem o świcie, ze swoim młodym synem Muhammadem u boku, przechadzał się po pustym nabrzeżu i malował w powietrzu swoje marzenia, używając słów i gestów. I w końcu stało się tak, jak mówił. Jego syn, szejk Muhammad ibn Raszid al-Maktum, rządzi teraz Dubajjem i wokół tamtego strumyka zrealizował własne marzenia, przekształcając snute o wschodzie wizje ojca w zalaną światłem, zabudowaną wieżowcami, klimatyzowaną krainę fantazji dla miliona ludzi. Swą sylwetką, przywodzącą na myśl Manhattan, światowej klasy portem i kolosalnymi wolnocłowymi centrami handlowymi mały Dubajj przyciąga dziś więcej turystów niż całe Indie, więcej statków niż Singapur i więcej zagranicznego kapitału niż wiele europejskich krajów. Obywatele 150 państw przenieśli się tutaj, by żyć i pracować. Dubajj zbudował nawet sztuczne wyspy, niektóre w kształcie palm, by pomieścić najbogatszych z nich. Jego tempo wzrostu gospodarczego, 16 proc., jest prawie dwukrotnie wyższe niż w Chinach. Budowlane żurawie sterczą w niebo jak wykrzykniki. Dubajj to także rzadki przykład sukcesu na Bliskim Wschodzie, w regionie porażek i stagnacji. Czy stanowi tylko efektowny przypadek, czy też jest wzorem wartym naśladowania przez inne kraje arabskie - to pytanie, które warto zadać dziś, gdy świat islamski ma problemy z modernizacją. Abd ar-Raman ar-Raszid, saudyjski dziennikarz i dyrektor kanału informacyjnego Al Arabija, ujmuje to tak: - Dubajj wywiera nacisk na resztę świata arabskiego i muzułmańskiego. Ludzie zaczynają zadawać swym rządom pytanie: Skoro Dubajj potrafi, dlaczego my nie? Dubajj, trzeba to stwierdzić, nie przypomina żadnego innego miejsca na Ziemi. To światowa stolica ekstrawaganckiego życia; w powietrzu iskrzy od wybuchowej mieszaniny nadmiaru i możliwości. To miejsce, w którym gwiazdy tenisa, takie jak Andre Agassi i Roger Federer, rozgrywają pokazowe mecze na lądowisku helikopterów na dachu megahotelu "Burdż al-Arab" ("Wieża Arabów"); miasto, gdzie inkrustowane brylantami telefony komórkowe po 10 tys. dolarów za sztukę sprzedają się jak świeże bułeczki. W ciągu minionej dekady bywałem w Dubajju dość często i zacząłem doceniać dziwaczną wielokulturowość miasta, w którym można zjeść posiłek we włoskiej restauracji prowadzonej przez Egipcjanina, z indyjskim szefem kuchni i filipińskimi kelnerami. Albo obserwować przed świtem, jak tłum angielskich ekspatriantów zataczając się, wraca do domu z pubu, podczas gdy muzułmańskie wezwania do modlitwy odbijają się echem w ulicach.

Dubajj stworzył jedno z najbardziej dynamicznych środowisk biznesowych na świecie. - Nie chodzi tylko o budynki, wyspy i hotele - twierdzi Ali asz-Szihabi, wykształcony w Princeton dyrektor jednego z czołowych banków inwestycyjnych. - To sprawa tego, co niewymierne: prawa, przepisów, liberalnego środowiska społecznego. Przy braku podatków od osób prawnych i od dochodów, doskonałym systemie bankowym i prawodawstwie faworyzującym majątek i własność, Dubajj ucieleśnia stare motto szejka Raszida: "Co jest dobre dla kupców, jest dobre dla Dubajju." No i jest jeszcze jego syn, szejk Muhammad, 57-letni władca Dubajju, którego Edmund O'Sullivan, redaktor naczelny Middle East Economic Digest (Bliskowschodniego Przeglądu Gospodarczego), nazywa "radykalnym modernizatorem" oraz "najbardziej znaczącą postacią w Arabii od czasów króla Abd al-Aziza" - założyciela współczesnej Arabii Saudyjskiej, który dzięki zasobom ropy naftowej swego kraju stał się jednym z głównych graczy na światowej arenie. Szejk Muhammad (przez wielu nazywany szejkiem Mo) nie przypomina tradycyjnego bliskowschodniego autokraty i zarządza Dubajjem jak dobry dyrektor generalny. Bywa często widywany za kierownicą samochodu, kiedy objeżdża obrzeża Dubajju, oglądając swoje place budów, tak jak jego ojciec, o brzasku. Czasem pojawia się niezapowiedziany w takim miejscu pracy, by zadać kilka trudnych pytań, wylać od ręki kiepskich kierowników i nagrodzić najofiarniejszych pracowników. Wybiera spośród nich następne pokolenie dubajjskiego kierownictwa, w tym wiele kobiet.

Ale ten sukces ma też swoje drugie oblicze. Od strony demograficznej Dubajj nie jest arabskim miastem-państwem - obywatele ZEA to niespełna jedna ósma jego mieszkańców, a 60 proc. ludności stanowią południowoazjatyccy gastarbeiterzy. Wielu wykształconych Hindusów żyje tu wygodnie, a kilku zbiło majątek. Jednak dla innych jest to ślepy zaułek. Przeciętny robotnik zarabia ok. pięć dolarów dziennie, pracując po 12 godzin w dotkliwym upale. (Human Rights Watch podała, że w 2004 roku w budownictwie miało miejsce prawie 900 wypadków śmiertelnych, w tym także z powodu udaru cieplnego.) Wielu robotników tkwi tu przymusowo, bo w swoich krajach zostali wciągnięci w pułapkę zadłużeniową przez agentów pobierających niebotyczne opłaty za wizy zezwalające na pracę. - Gdybym nie musiał spłacić długu, jeszcze dziś wróciłbym do domu - powiedział mi pewien człowiek. - Nie mamy nic - oświadczył Kutty, niski 25-latek o zapadniętych policzkach, pochodzący z indyjskiego stanu Kerala. - Przeżywamy tu koszmar i nikogo to nie obchodzi.

Cudzoziemski robotnik ustawia sterty pułapek na ryby w pobliżu Burdż al- Arab (Wieży Arabów) - najwyższego hotelu świata i symbolu Dubajju. W ciągu pokolenia ta senna wioska rybacka stała się centrum Bliskiego Wschodu.
Dzielnica Dżumajra Beach powstała w ciągu 36 miesięcy. Robotnicy dzień i noc lali beton, z którego jest zbudowana. Niektórzy kwestionują tempo zmian i brak planowania - strzelisty kompleks apartamentowców wznosi się niczym mur, odcinając resztę Dubajju od wybrzeża.
Turyści ochoczo płacą za "autentyczną" noc na pustyni.
Bywalczynie klubów w lokalu dla cudzoziemców łamią muzułmańską tradycję skąpym strojem. Błyskawiczny sukces Dubajju stał się jednocześnie przyczyną dokuczliwego problemu: jak miasto ma zachować swoją tożsamość.
Ekspatrianci oglądają mecz polo w Arabskich Ranczach, podmiejskim ośrodku dla majętnych cudzoziemców, których do Dubajju ściągają dobrze płatne posady, swobodne życie i, do czasu niedawnej zwyżki cen nieruchomości, stosunkowo niskie koszty utrzymania.
Gość zaproszony na grupowy ślub przegląda gruby program, wyliczający 47 par. Rząd finansuje takie imprezy, by zachęcać rdzennych mieszkańców do zawierania związków. Większość prac w mieście wykonują cudzoziemcy, których jest dziś ośmiokrotnie więcej niż krajowców.
W miejscu oszałamiającej dziś ulicy Szejka Za'ida jeszcze na początku lat 90. XX w. była tylko zwyczajna pustynia.
Ośmiopasmowa ulica Szejka Za'ida w Dubajju ciągnie się przez półtora kilometra między drapaczami chmur.
Palma Dżumajra, sztuczna wyspa, na której liściach znajdują się działki z dostępem do plaży dla 4000 willi i apartamentów, wbija się zuchwale w Zatokę Perską. Osiedle to, nazywane Ósmym Cudem Świata, podwoiło długość 70-kilometrowej linii brzegowej Dubajju, ale i zaburzyło przybrzeżny ekosystem.
Kobietom, których mężowie pracują na stanowiskach kierowniczych w firmie budowlanej, dni upływają na plaży.
Dla robotników z dolnych szczebli drabiny płacowej, takich jak ci przybysze z Azji udający się do pracy wodną taksówką życie w Dubajju oznacza harówkę.
Ponad połowa ludności Dubajju żyje w robotniczych obozach, w których mężczyźni śpią w zatłoczonych pomieszczeniach wychodzących na stojący ściek. Większość jest winna pieniądze za swą podróż do Dubajju. Wielu czeka miesiącami na wypłatę, niektórzy nie oglądają jej nigdy.
Całość na
Całosć na www.national-geographic.pl


Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,224598169327 sekund.