VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 29 marca 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 33 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

Bez dowodów oskarżono go o molestowanie. Autor : bhpekspert
Przestępstwa Zaszczuty
Oskarżono go o molestowanie, bez dowodów. Nie wytrzymał presji.
Mariusza S., nauczyciela Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu, o molestowanie oskarżyły uczennice. Nagonka na niego trwała pięć miesięcy. W końcu nie wytrzymał presji. Powiesił się. Wcześniej prokuratura odmówiła wszczęcia postępowanie w jego sprawie, bo nie dopatrzyła się przestępstwa. Ale Mariusz S. o tym nie wiedział. Dzień po śmierci, jeden z uczniów zadzwonił do domu z krzykiem: - Mama, oni go k... zabili! Oni go k... zabili i nikt im nic nie zrobi!
Sprawa wyszła na światło dzienne w czerwcu tego roku. W ogólnopolskim dzienniku pojawił się artykuł o skandalu w wiśnickim "plastyku". Kilka uczennic trzeciej klasy poskarżyło się, że półtora roku wcześniej nauczyciel sztukatorstwa Mariusz S. do zaproponowanych przez nich prac, polecił wykonanie zdjęć modeli, ukazujących budowę ciała. Dziewczyny musiały być na nich rozebrane. To, co zobaczył na zdjęciach nauczyciel, nie odpowiadało mu. Najpierw zarządził korekty, a potem zawiesił realizację projektu. Uczennice poskarżyły się innym wykładowcom. Pojawiło się złowrogie słowo "molestowanie". Sprawa trafiła do kuratorium oświaty i wizytatora. Nauczyciel zaprzeczał oskarżeniom.

Dziennikarz Kulis odwiedził wtedy Nowy Wiśnicz, rozmawiał z Mariuszem S., i dyrektorem szkoły Mirosławem Marmurem. Ponieważ uczennice odmówiły nam rozmowy, a zebrane materiały nie wyjaśniały sprawy, tekst nie powstał.
Po wakacjach temat odżył. 19 września dyrektor otrzymał polecenie od wizytatora, aby postawił wniosek do komisji dyscyplinarnej o zbadanie sprawy. Ukazały się kolejne artykuły. Równolegle oskarżeniami wobec Mariusza S. zajmowało się Małopolskie Kuratorium Oświaty i wizytator Regionalnego Centrum Edukacji Artystycznej Lidia Skrzyniarz. Sprawa trafiła także do Ministerstwa Kultury, które jest odpowiedzialne za szkoły artystyczne. Nowy Wiśnicz odwiedzały rozmaite komisje, a sprawą zdjęć, metod wychowawczych, i atmosferą w szkole zajął się rzecznik dyscyplinarny.

22 października do Wiśnicza przyjechała komisja dyscyplinarna Małopolskiego Kuratorium Oświaty. Wieczorem telewizja wyemitowała program o skandalu w liceum artystycznym. Dziewczyny twierdziły w nim, że niezdrowe sytuacje od dawna były tajemnicą poliszynela w tej szkole. Dyrektor szkoły Mirosław Marmur bronił nauczyciela, Mariusz S. zaprzeczył oskarżeniom.

30 października dyrektor został odwołany oraz odsunięty od prowadzenia zajęć. 4 listopada nauczyciel spotkał się rzecznikiem dyscyplinarnym i wtedy został oficjalnie oskarżony o stosowanie niedozwolonych metod nauczania. Następnego dnia p.o. dyrektor Elżbieta Hołyst odsunęła Mariusza S. od zajęć. Z datą wsteczną dnia poprzedniego.

Ponieważ w sprawie padły zarzuty molestowania seksualnego i pornografii, sprawa trafiła również do Prokuratury Rejonowej w Bochni.

19 listopada do naszej redakcji zadzwonił dyrektor liceum Mirosław Marmur. - Mariusz odebrał sobie życie - powiedział łamiącym się głosem.

O samobójczej śmierci nauczyciela z "plastyka" nie rozprawiano już tak wiele. Media, które do tej pory interesowały się sprawą, zamilkły. Ludzie, którzy publicznie potępiali Mariusza S., teraz stali się nieuchwytni lub stracili ochotę do rozmów. Wszyscy, którzy tak bardzo żyli wiśnickim skandalem, teraz chcieli o nim szybko zapomnieć.

Tam, gdzie dla innych sprawa wraz ze śmiercią Mariusza S. wreszcie się zakończyła, dla Kulis dopiero zaczęła
Zazdrościli mu sukcesów
Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu przez lata wyrobiło sobie wysoką pozycję, a wielu jego absolwentów trafiało do wyższych uczelni artystycznych. Dla uczniów oraz ich wychowawców były tu niemal wymarzone warunki do pracy. Niewielka miejscowość (około pięć tysięcy mieszkańców), w pobliżu Krakowa, na miejscu internat dla młodzieży oraz mieszkania dla kadry naukowej w Domu Nauczyciela. Około 200 uczniów i 40 nauczycieli. Wszyscy bardzo blisko siebie, często przez ścianę lub płot.

Gdy ponad trzy lata temu konkurs na dyrektora szkoły wygrał jeden z nauczycieli, Mirosław Marmur, nadeszły zmiany. Marmur przestał być kolegą, a stał się dyrektorem.

Ciało pedagogiczne podzieliło się na trzy obozy. Jeden antydyrektorski, drugi prodyrektorski i trzeci neutralny, co dwa poprzednie mają mu za złe. Ci, którzy znaleźli się w opozycji do dyrektora, zarzucają mu nierówne traktowanie, przymykanie oczu na nieprawidłowości. Zwolennicy twierdzą, że chcąc zrobić porządek, zaczął więcej wymagać od tych, którym się nie chciało albo nie było ich na to stać.
W podobnej sytuacji był Mariusz S, prywatnie przyjaciel dyrektora. Część nauczycieli zazdrościła mu sukcesów. °aden z nich nie mógł pochwalić się tak wysokim odsetkiem wychowanków, którzy potem trafiali na wyższe uczelnie artystyczne i je kończyli. Niektórym z nich brakowało jego zapału albo talentu. - Ludziom nie podobało się, że wymaga się od nich więcej niż dotychczas, że jako przykład daje im się kolegę z sąsiedniej pracowni - opowiada nasz rozmówca. Potwierdzają to nawet autorzy artykułów o skandalu w Wiśniczu. Choć tych informacji w swoim materiałach nie umieścili.

Drzwi są zamknięte Dziś trudno jest rozmawiać z nauczycielami i pracownikami z "plastyka", bo po śmierci Mariusza S. wizytator Lidia Skrzyniarz wszystkim zabroniła kontaktów z dziennikarzami. Frontowe drzwi szkoły są teraz zamknięte w obawie przed atakami dziennikarzy, a uczennice, które robiły zdjęcia, znalazły się pod opieką psychologa i nie mają ochoty na dalsze drążenie sprawy. Ci, którzy z nami rozmawiają, żądają anonimowości. Jedną z niewielu osób, która nie bała się z nami rozmawiać był Mirosław Marmur. W czerwcu jako obrońca Mariusza S., teraz głównie jako przyjaciel. - Półtora roku temu grupa uczennic z drugiej klasy zaproponowała nauczycielowi pracę nad aktem rzeźby - opowiadał tuż przed końcem roku szkolnego dyrektor Marmur. - Nauczyciel wstępnie wyraził zgodę, ale gdy przekonał się, że prace przerosły ich możliwości manualne, intelektualne, a przede wszystkim, że łamią zarządzenie pracy z modelem (tylko w stroju kąpielowym lub plażowym), zawiesił wykonanie tej pracy, proponując im temat sakralny. Nie ma co ukrywać, były niezadowolone. Wychowawczyni klasy zgłosiła nieprzystosowanie nauczyciela, który odebrał ulubiony temat. Faktycznie, nauczyciel jest apodyktyczny, ale to wynik tego, że jest przeciwnikiem bezstresowego wychowania. - Mariusz miał wizję, poświęcił całe życie nauczaniu młodzieży. Odebrano mu prawo do obrony. Wmawiano, i jak się okazało skutecznie, coś czego nie zrobił - mówił Marmur. - W czasie wakacji ludzie zaczęli podpytywać rodzinę Mariusza. Kiedyś jego syn wrócił do domu i zaczął pytać "czy to prawda?". Mariusz powiedział mi wtedy: "Gdyby to mnie atakowali, miałbym to gdzieś. Ale pytają koledzy moich dzieci." Zawiódł też system kontroli nad szkołą. Poczynając od cenzurowania sztuki, po zachowanie pani wizytator, która zgnoiła faceta, nie próbując zająć stanowiska. Gdy do Wiśnicza przyjechała rzecznik dyscyplinarna Maria Krysakowska i Mariusz został wezwany, aby zapoznać się z oskarżeniem, po wyjściu z pokoju powiedział tylko jedno: "takiej podłości się nie spodziewałem". - 22 października komisja dyscyplinarna przedstawiła mu zarzuty. Pokazano mu również jakieś zdjęcia. Powiedział, że jakieś ohydne, pornograficzne - mówi Marmur. - Załamał się. Zaczął zamykać się w sobie, uciekać w milczenie. Jeszcze w sobotę rano z nim rozmawiałem, mówiłem, że będzie lepiej. Prasa zaczynała już inaczej o tym pisać, że się oczyści… Teraz nie wiem, jak go bronić. Wraz z jego śmiercią umarło coś we mnie. Pewne idee, w które razem wierzyliśmy. On już nie może się wybronić, ale wiem, że chciałby, aby wyszła prawda. List był już w drodze Mariusz S. odebrał sobie życie 16 listopada. Dzień wcześniej Prokuratura Rejonowa w Bochni odmówiła wszczęcia dochodzenia w jego sprawie. W tym, co wydarzyło się w "plastyku", nie dopatrzono się znamion przestępstwa: molestowania seksualnego, szerzenia pornografii. Stwierdzono niewłaściwe metody wychowawcze. Dziewczyny były pokrzywdzone, ale nauczyciel do niczego ich nie zmuszał. Pismo wyszło z prokuratury jeszcze tego samego dnia, 16 listopada, ale Mariusz S., gdy następnego dnia szedł na strych, o tym nie wiedział. Razem z jego śmiercią zostało umorzone postępowanie dyscyplinarne. 23 listopada odbył się cichy pogrzeb we Wrocławiu. W Nowym Wiśniczu pozostała wdowa Angelika z trójką dzieci. Nie chciał mnie martwić Angelika, żona Mariusza S. przyznaje, że długo wahała się czy rozmawiać z nami. Nie tylko ze względu na ostatnie wydarzenia, ale również myśląc o tym, że przecież nadal będzie mieszkała w cieniu szkoły i musi zadbać o wychowanie dzieci. - Mariusz był niezwykle ambitnym człowiekiem, wiele wymagał od siebie, ale także od innych - mówi Angelika S. - Również od rodziny. Taki miał już charakter. Angażował się. Wiem, że bardzo pomagał, bo prosili o to rodzice, a on nie odmawiał. Nie chciał za to żadnej wdzięczności. Był społecznikiem, dużo czasu poświęcał miasteczku. Pisał w "Wiadomościach Wiśnickich", organizował wycieczki nie tylko dla uczniów, ale i dla mieszkańców. Interesował się szeroko pojętą przyrodą, znał naukowe nazwy roślin, zwierząt, miał naprawdę ogromną wiedzę. Jednocześnie był małomówny i skryty. Miał jednak zawsze czas dla dzieci i dla mnie. Starał się uwrażliwić dzieci na piękno świata, jednocześnie przekazać im swoją wiedzę najlepiej, jak tylko potrafił. Z wycieczek turystycznych, robiły się wyprawy naukowe. W domowych albumach prócz zdjęć, są mapki, rysunki a nawet kamyczki i zasuszone rośliny. Kochał nas wszystkich, a za dziećmi wręcz przepadał. Zawsze powtarzał dzieciom, że zależy mu, by wyrośli na wartościowych ludzi. Każdy człowiek wyniósł z kontaktów z nim coś pozytywnego. Mnie nauczył, bym nigdy się nie poddawała i była zaradna. Mariusz dla mnie był nie tylko mężem ale i przyjacielem. Nie miał żadnych nałogów, a stres odreagowywał kontaktem z przyrodą. Ale Angelika S. opowiada również o ostatnich miesiącach, już po oskarżeniach. - Bardzo zmienił się przez tych ostatnich kilka miesięcy. Zwłaszcza od września. Nie dało się z nim otwarcie porozmawiać. Unikał wszelkich tematów do rozmów. Pewno nie chciał mnie martwić. Z biegiem czasu jego przygnębienie narastało. Stał się drażliwy, milczący. Starałam się mu pomóc, ale niewiele mogłam zrobić. Jestem przecież tylko żoną. Ale dlatego, że jestem żoną, jego stan martwił mnie ogromnie. Wszystko przychodziło mi do głowy, oprócz tego najgorszego. Miałam nadzieję, że damy sobie radę, gdyż oboje nie należymy do ludzi słabych. Przecież kochaliśmy się mocno jako rodzina i wspieraliśmy. Zapamiętana rozmowa Z naszej rozmowy przeprowadzonej w czerwcu z Mariuszem S. pozostało kilka kartek notatek i wrażenie, że widzi się człowieka, któremu w każdej chwili serce może odmówić posłuszeństwa. Nauczyciel cały dygotał z emocji, zmuszając się do zebrania myśli. - Otrzymałem tę klasę na drugim roku - mówił Mariusz S. - Okazała się bardzo dynamiczna i ambitna, co było bardzo miłe. Chcieli robić już to, co jest w programie trzeciej klasy. Początkowo wyraziłem zgodę, ale z istotnym zastrzeżeniem: "Gdy coś mi przyniesiecie, nie znaczy, że będzie to realizowane. Chcecie zrobić człowieka, musicie się nim zająć". Jeżeli ktoś chce przedstawić konia, też najpierw musi go poznać. Pójść do stadniny, pojeździć na nim. Starałem się, by podeszli profesjonalnie do tematu. Bardzo szybko stwierdziłem, że zadanie okazało się zbyt trudne, a dziewczęta nie respektują moich zaleceń. Chodziło właśnie o fotografie. Całej grupie zawiesiłem pracę na późniejsze lata, ale za dokumentację postawiłem pozytywne oceny… To był błąd, że miałem ambicję, żeby ich czegoś nauczyć, to był błąd. Teraz czuję rozpętaną nagonkę i jest to dla mnie dramat. - To był błąd - wielokrotnie powtarzał podczas naszej rozmowy Mariusz S. Błędów w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu było zbyt dużo. Popełnione przez wszystkich, skupiły się na jednym człowieku. Teraz sprawą jego śmierci nie zajmuje się już żadna komisja dyscyplinarna, lecz prokuratura. Oczekiwali, żeby zniknął Psycholog prof. Janusz Czapiński: - Nauczyciel mógł obawiać się dalszych sankcji społecznych. Ludzie nie oglądając się na prawo, często sami wymierzają karę, na którą w ich przekonaniu dana osoba zasłużyła. Stres, którego już doznał nauczyciel i wizja tego, co mogło się jeszcze wydarzyć, w pewnym sensie jego dramatyczną decyzję czynią słuszną. Ale zamiast odbierać sobie życie, mógł chociażby wyprowadzić się. Nie każdy na jego miejscu (napiętnowany) zrobiłby to samo. Setki osób by to przetrzymało. Ale widać zaistniały tu dwa czynniki: gwałtowny odruch społeczny oraz jego kondycja psychiczna. I choć człowiek odebrał sobie życie, bezpośrednich winnych nie ma. Winna jest świadomość społeczna. Ludzie są przekonani, że pedofil to jest zło, które trzeba tępić, a grzech kardynalny uruchamia najsilniejsze mechanizmy obronne społeczeństwa. Tak naprawdę ludzie oczekiwali, żeby zniknął, wyjechał i on wypełnił ich wolę.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,253993988037 sekund.