VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 28 marca 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 57 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

Rodzina - Destrukcja czy trwanie 31.12.2002 Autor : ustawa1
Rodzina i Dom Henryk Domański

Destrukcja czy trwanie

Ważnym czynnikiem opisującym społeczeństwo polskie jest niska ruchliwość przestrzenna ludności. Okazuje się, że zdecydowana większość (70 proc.) w dalszym ciągu mieszka w sąsiedztwie członków najbliższej rodziny, to znaczy w tej samej miejscowości lub gminie.
Destrukcja czy trwanie

Można powiedzieć, że rodzina, tracąc pamięć o sobie, zanika, podobnie jak naród.



Ważnym czynnikiem opisującym społeczeństwo polskie jest niska ruchliwość przestrzenna ludności. Okazuje się, że zdecydowana większość (70 proc.) w dalszym ciągu mieszka w sąsiedztwie członków najbliższej rodziny, to znaczy w tej samej miejscowości lub gminie.


Czy procesy destrukcyjne mogą zagrozić trwałości rodziny? Z badań socjologicznych wynika, że nie.

Choć poglądy polityczne społeczeństwa polskiego stają się coraz bardziej lewicowe, znakomita większość Polaków broni tradycyjnych wartości, co zresztą przestało już być osobliwością w społeczeństwach przechodzących przez proces transformacji ustroju. Jedną z tych wartości jest rodzina.

Nowoczesna rodzina, w odróżnieniu od patriarchalnej, charakteryzuje się tym, że małżeństwa zawierane są we wcześniejszym wieku, że rodzina trwa dłużej, a stosowanie kontroli urodzeń sprawia, że rodzi się mniej dzieci. Małżeństwo jest dziś wynikiem wolnego wyboru dwóch stron, a małżonkowie razem podejmują decyzje. Ponad połowa rodzin deklaruje, że żona i mąż wspólnie decydują o wydatkach. Demokracja stworzyła model partnerski i, jak wykazują wyniki międzykrajowych badań porównawczych, przyjął się on nawet w wielu społeczeństwach Dalekiego Wschodu, kojarzonych z kulturą patriarchalną.

Jednocześnie demokracja, zdaniem krytyków nowoczesnej rodziny, stała się jedną z głównych przyczyn zagrożeń. Za negatywne skutki demokracji uważa się nadmiar wolności i liberalizmu, co znajduje swój wyraz w postępującym wzroście liczby rozwodów, małżeństw żyjących w separacji, osób żyjących samotnie i rodzin niepełnych. Jeżeli dodać do tego zwiększającą się skalę aborcji, wzrost stopy urodzeń poza małżeństwami i wzrost liczby przestępstw seksualnych, w tym również coraz częściej ujawniane przypadki molestowania nieletnich, wizja kryzysu rodziny rysuje się realistycznie.

Czy destruktywne procesy przeważają nad trwałością rodziny? Z badań socjologicznych wynika, że nie.

Prawdziwym zagrożeniem byłby bowiem odwrót od wartości przypisywanych małżeństwu i rodzinie. Otóż nic tego nie zapowiada. Od kilkudziesięciu lat, odkąd w różnych krajach zaczęto badać systemy wartości, rodzina i małżeństwo wymieniane są przez ludzi na pierwszym miejscu w hierarchii celów życiowych, wyprzedzając satysfakcję z pracy, karierę zawodową i dobra egzystencjalne, takie jak pieniądze, zasoby materialne, mieszkanie, dom czy możliwości kształcenia. Systematyczne badania porównawcze, które prowadzili Gerd Hofstede (2001) i Ronald Inglehart (1997), jednoznacznie wskazują, że rodzina pozostaje centralnym wyznacznikiem orientacji życiowych jednostek, co pozwala zachować wiarę w jej trwałość. Jak wykazuje Inglehart, odwołując się do wyników badań ankietowych prowadzonych w 32 krajach, w których wnikliwie śledzi się kierunek dokonujących się zmian, charakterystyczną prawidłowością w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat jest odchodzenie od materializmu w sferze orientacji życiowych. Coraz częściej ludzie za najważniejsze uznają potrzeby duchowe i wartości związane ze światem kultury. Wynikałoby stąd, że rodzina zachowuje odporność na zmiany mimo atakujących ją z różnych stron czynników destrukcji. Skądinąd zestawienie tych danych ze zwiększającą się liczbą rozbitych rodzin zdaje się potwierdzać jedną z paradoksalnych sprzeczności: gatunek ludzki jest w stanie unicestwić rzeczy, które ceni najbardziej.

W badaniach przeprowadzonych w 1999 roku na ogólnokrajowej reprezentacji dorosłych Polaków przez CBOS respondentom zadawano pytanie: "Każdy człowiek ma czasem problemy osobiste, każdy też potrzebuje czasem się zwierzyć, poprosić o radę. Czy jest taka osoba, z którą może pani/pan porozmawiać o wszystkich swoich kłopotach i problemach?". Odpowiedzi twierdzącej udzieliło 84 proc., gdy następnie poproszono respondentów o wymienienie tych osób, zdecydowana większość - 76 proc. wskazała na przedstawicieli najbliższej rodziny, na dalszą rodzinę wskazało 14 proc., a tylko 28 proc. wskazań dotyczyło przyjaciół1. To zdaje się zaprzeczać twierdzeniu, że kręgi towarzyskie tworzą konkurencyjne struktury dla rodzin. W świetle tych danych ludzie, którzy potrzebują emocjonalnego wsparcia, odnajdują je nie inaczej, jak kiedyś.

Ważnym czynnikiem opisującym społeczeństwo polskie jest niska ruchliwość przestrzenna ludności. Okazuje się, że zdecydowana większość (70 proc.) w dalszym ciągu mieszka w sąsiedztwie członków najbliższej rodziny, to znaczy w tej samej miejscowości lub gminie. A to w społeczeństwie polskim oznacza, że nie znika jedna z podstawowych przyczyn zachowania wewnętrznej zwartości podstawowej komórki społecznej, obejmującej rodziców, dorosłe dzieci, rodzeństwo i teściów. Z badań wynika, że 72 proc. mieszkańców Polski co najmniej raz w tygodniu odwiedzało rodziców, a 52 proc. widuje się z dziećmi.
Brak rozproszenia jest niejako strukturalną gwarancją łączności, która stanowi warunek zachowania ciągłości duchowej. Być może nie jest to warunek konieczny, niemniej faktem jest, że Stany Zjednoczone, które od lat są na pierwszym miejscu pod względem liczby rozwodów, mają jeden z najwyższych wskaźników zmian miejsca zamieszkania, wymuszonych przez stosowanie elastycznych form zatrudniania.

Można powiedzieć, że rodzina, tracąc pamięć o sobie, zanika, podobnie jak naród. Interesujących danych dostarczają wyniki badań z 1999 roku nad świadomością tradycji rodzinnych. Wskazują one, że ponad 60 proc. reprezentantów dorosłej ludności Polski ma zwyczaj prowadzenia w rodzinie rozmów o jej historii, z tego 17 proc. zwykło to robić często, a 44 proc. "od czasu do czasu".

Z tych samych badań nad świadomością tradycji rodzinnych z 1999 roku można wysnuć wniosek o dominacji wielopokoleniowej pamięci rodzinnej. Pytanie "jak daleko w przeszłość sięga pani/pana wiedza o swojej rodzinie" dawało ankietowanym kilka możliwości odpowiedzi. O przewadze "wielopokoleniowej pamięci" zdaje się świadczyć fakt, że tylko jedna piąta (21 proc.) ograniczyła się do wyboru stwierdzenia "wiem, co działo się za mojego życia, i co widziałem na własne oczy". Natomiast w ponad trzech czwartych pamięć ta była bardziej głęboka - 36 proc. zadeklarowało "wiem, co było za życia moich rodziców, zanim przyszedłem na świat", 35 proc. wiedziało "co było za życia moich rodziców, gdy moi dziadkowie byli młodzi", a 5 proc. sięgało pamięcią do młodości pradziadków.

Co więcej: systematyczne porównanie wyników badań dotyczących tego problemu sugeruje raczej wzrost świadomości tradycji rodzinnych, przy czym zwrotnym punktem była tu zmiana ustroju. O ile bowiem odsetki osób pamiętających czasy dziadków kształtowały się w 1982 i 1987 roku na poziomie 30 i 32 proc., to w następnych latach dokonał się skokowy wzrost tych wielkości; w 1999 roku osiągnęły one poziom 41 proc., równocześnie zaś relatywny udział kategorii żyjącej wyłącznie teraźniejszością, mającej przed oczami, to, co "jest tu i teraz", zmniejszył się z 27 do 21 proc.

Spójrzmy teraz na badania nad aspiracjami młodzieży, bo przecież wyniki tych badań można traktować jako zapowiedź przyszłości. W 1998 roku ogólnokrajowej reprezentacji uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej zadano pytanie o najważniejsze cele życiowe, wymieniając na załączonej liście rodzinę, pracę, miłość i kilkanaście innych wartości. Okazało się, że priorytetowa wartość rodziny nie znika. Młodzi ludzie przypisywali największe znaczenie "udanemu życiu rodzinnemu i posiadaniu dzieci" (57 proc.), a dopiero na drugim miejscu znalazła się ciekawa praca (42 proc.), wyprzedzając miłość i przyjaźń (31 proc.) oraz zdobycie majątku (27 proc.). Faktem godnym odnotowania jest mała rola hedonistycznych wartości, kojarzących się z zanikiem samodyscypliny i odpowiedzialnego stosunku do życia. Tylko 19 proc. wymieniło "życie barwne i pełne rozrywek", zaś wagę seksu podkreśliło tylko 10 proc. ogółu badanych. Świadectwem braku oznak dekompozycji norm może być konsekwentny wzrost wskazań na wartości rodzinne w 1994 roku odsetek tych wskazań wynosił 48 proc., w 1995 roku wzrósł do 50, by dojść do poziomu 57 proc. w 1998 roku.

Może jednak zaniepokoić systematyczny spadek nowych małżeństw i wzrost liczby rozwodów. W latach 1990-1998 liczba nowych małżeństw (na 1000 ludności) zmniejszyła się z 6,7 do 5,4, natomiast - chociaż nieznacznie, bo z 1,1 do 1,2 - zwiększyła się liczba rozwodów. Ostatnia dekada minionego stulecia zakończyła się ujemnym bilansem, jeżeli porównać liczbę nowo zawartych małżeństw z małżeństwami rozwiązanymi w wyniku rozwodów i śmierci. Wprawdzie w latach 1995-1998 przewaga tych drugich zmniejszyła się z 10,4 do 9,5 tysiąca, jednak utrzymuje się między nimi różnica, a liczba wszystkich małżeństw zmniejszyła się z 9222,1 do 9188,3 tysiąca.

Można się pocieszyć faktem, że w porównaniu z rodziną patriarchalną nowoczesną rodzinę integrują dwa nowe czynniki. Pierwszy to orientacja na zaspakajanie potrzeb dzieci. Klasy średnie w rozwiniętych krajach zachodnich podporządkowują rytm życia wyborowi prestiżowego uniwersytetu i szkoły dla dziecka, czego bezpośrednim świadectwem jest uzależnianie decyzji o miejscu zamieszkania od możliwości kształcenia. Drugim integrującym czynnikiem jest wzrost roli państwa: przeznacza ono coraz więcej środków wspomagających rodzinę w zakresie ochrony zdrowia, zapewnienia bezpieczeństwa i opieki socjalnej, co pomaga utrzymać się na powierzchni rodzinom z klas niższych.

Trwałość rodziny jest gwarantowana przez prawo, co czyni z niej najpewniejszą instytucję dostarczającą opieki. Na gruncie zinstytucjonalizowanych norm powstała sieć wzajemnych zobowiązań i świadczeń opartych na emocjonalnej łączności między partnerami o równym statusie. Nie stworzono lepszej instytucji udzielającej pomocy i trudno byłoby rodzinę w tej roli zastąpić. To jeden z tych mechanizmów, które po uruchomieniu zaczynają działać samoczynnie, zadziwiając zdolnością do pokonywania przeszkód i odpornością na zmiany.

Henryk Domański - profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Zajmuje się badaniami struktury społecznej i metodologią badań socjologicznych.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,233211994171 sekund.