VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 18 kwietnia 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 39 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

W Hetmanie właściciel może zrobić ze szwaczkami wszystko 24.02.2003 Autor : inspekcjapracy
Praca Spółka odzieżowa Hetman w Elblągu szyje gustowne płaszcze, spódnice, żakiety dla elegantek z Danii i Holandii. Zadowolone klientki nie wiedzą, że za wiekowymi, ceglanymi murami polskiej fabryki kwitnie dziewiętnastowieczny kapitalizm.

- W Hetmanie właściciel może zrobić ze szwaczkami wszystko. Nie płaci w terminie, poniża i zastrasza, zwalnia za założenie związku zawodowego. Posyła kobiety dwieście kilometrów do pracy do nieistniejącego zakładu. Jest panem i władzą. Czuje się bezkarny i ponad prawem. I ma powody. Za niepłacenie pracownikom inspekcja pracy ukarała go mandatami w kwocie... sześciuset złotych, a władze miasta pośpieszyły z ulgami - wylicza Mirosław Kozłowski, przewodniczący zarządu regionu NSZZ "Solidarność" w Elblągu.

Zaliczki na zapisy

W 1997 r. Jan i Irena Przezpolewscy kupili na przetargu od skarbu państwa majątek po państwowych zakładach odzieżowych Truso w Elblągu. Truso były jednym ze sztandarowych zakładów gospodarki socjalistycznej. Po 1990 r. nie przerwały produkcji. W momencie prywatyzacji zatrudniały 350 osób, głównie wysokiej klasy szwaczki.

- Przez pierwszy rok po prywatyzacji pracowałyśmy na starych zasadach. Jedyne, co się zmieniło, to zniknęły związki zawodowe - opowiada Barbara Chmielewska, od 22 lat w zakładzie, przewodnicząca komisji zakładowej "Solidarności".

Podobnie jak jej osiem koleżanek, założycielek związku zawodowego, została w grudniu 2002 r. dyscyplinarnie zwolniona z Hetmana. Cała dziewiątka nie otrzymuje nawet zasiłku dla bezrobotnych, bowiem osobom z dyscyplinarką przysługuje on po pół roku.

Po roku właściciele zmienili system płac. Akord został tak wyśrubowany, że wiele szwaczek odeszło, bo nie wyrabiały norm. Załoga stopniała do 160 osób. Te, które zostały, zarabiały mniej, choć pracowały więcej. Do domu przynosiły miesięcznie 600 - 800 zł.

W 2001 r. szwaczki zaczęły nie dostawać całych pensji. Państwowa Inspekcja Pracy ukarała prezesa Przezpolewskiego grzywną... 200 zł.

- Pracy było dużo, a my nigdy nie wiedziałyśmy, czy dostaniemy za nią pieniądze. Trzeba było się zapisywać, żeby otrzymać choć 50 zł zaliczki. Brałyśmy nawet i 10 zł, żeby starczyło na jakiś obiad. Prezes dawał też talony na 50 zł do własnego sklepu - opowiada Elżbieta Bochniak, również zwolniona dyscyplinarnie. Mąż nie pracuje i gdyby nie pomoc córki, nie miałaby za co opłacić mieszkania i kupić jedzenia.

- Zbliżały się święta. Poszłam do dyrekcji dowiedzieć się, kiedy nam zapłacą. Po dwóch dniach wzywa mnie prezes i mówi, że on nie potrzebuje ludzi, którzy się dopominają o pieniądze. Coś we mnie pękło. Pomyślałam, że dłużej już tak być nie może - opowiada Barbara Chmielewska.

Rowerem do Giżycka

- Bałyśmy się dopominać o swoje. Jeżeli szłyśmy rozmawiać, to tylko w grupie. Od prezesa słyszałyśmy, że komu się nie podoba, to niech się z zakładu zabiera; że mamy nieudolnych mężów, bo nie potrafią na rodziny zarobić - wylicza Beata Zięba, zwolniona dyscyplinarnie po 13 latach pracy.

Bogusława Szpinek pracowała w zakładzie dwa razy dłużej niż Beata Zięba. Nigdy, nawet w koszmarnych snach, nie pomyślała, że dostanie dyscyplinarkę.

- Prezes powiedział, że nie ma mowy, abyśmy przed świętami dostały pieniądze, bo on ma większe opłaty niż my. Któraś zapytała, co będziemy jeść, rzucił: A pani by chciała jeść to samo co ja?! Byłyśmy tak zdesperowane, że postanowiłyśmy założyć związek - dodaje Maria Sękielewska, zwolniona dyscyplinarnie po 21 latach pracy.

17 grudnia cała załoga poszła do pomieszczeń zarządu. Kobiety poprosiły o spotkanie z prezesem Przezpolewskim.

- Oświadczył, że spotka się z nami następnego dnia o dziewiątej. Czekałyśmy dwie godziny. Nie przyszedł. Wróciłyśmy do pracy. Przestój odrobiłyśmy po godzinach. Prezes pojawił się o 13 i oświadczył, że dostaniemy po 250 zł przed świętami. Wtedy weszła z dokumentami z "Solidarności" Basia Chmielewska. Prezes je przeczytał i podpisał - opowiada inna zwolniona, Aldona Sabat (23 lata w zakładzie).

- Po pół godzinie wzywa mnie i Elżbietę Chojnicką z komitetu założycielskiego związku. Wręcza nam zwolnienia dyscyplinarne za ciężkie naruszenie przepisów, opuszczenie miejsca pracy - opowiada Barbara Chmielewska.

Pozostałe siedem założycielek otrzymało przeniesienia do filii Hetmana w Giżycku. Miały się tam stawić 23 grudnia.

- Usłyszałyśmy, że to nagroda. Bo jesteśmy dobre pracownice i... solidarne - pamięta Bogusława Szpinek.

- Kiedy zapytałyśmy prezesa o delegacje, noclegi, odpowiedział, że nic nam nie musi gwarantować. Dodał, że on jedzie samochodem, a my możemy choćby rowerem - opowiada Beata Zięba.

Giżycko dzieli od Elbląga 230 km.

Zakład widmo

Żeby zdążyć na poniedziałek na szóstą rano do pracy, kobiety wyjechały z Elbląga w niedzielę o czternastej. Na miejscu były o siódmej wieczorem. Było prawie dwadzieścia stopni mrozu. Przenocowały w tanim hoteliku i rankiem poszły do pracy.

Trzy kilometry szły w mrozie i wietrze, zanim dotarły do wymarłego biurowca. Stróż nic o ich przyjeździe nie wiedział, więc nie chciał ich wpuścić. Stały na mrozie, zanim nie przyjechał pełnomocnik.

- Na salę nas nie wpuścił, bo tam kaloryfery zimne, woda pospuszczana. W toalecie beczka z wodą zamiast spłuczki. Woda zamarzła, więc stał kij do jej rozbijania. Podpisałyśmy listę, posiedziałyśmy dwie godziny i pełnomocnik kazał nam przyjść następnego dnia o szóstej - opowiada Krystyna Jabłońska.

Następnego dnia przypadała Wigilia.

- Znów poszłyśmy do tego budynku. Pełnomocnik powiedział, że możemy jechać do domu, a po świętach znowu tutaj się zgłosić. W Elblągu byłyśmy o siódmej wieczór. Rodziny płakały - opowiada Beata Zięba.

Kobiety do Giżycka nie wróciły, zagrypione poszły na chorobowe. Jan Przezpolewski zwolnił je dyscyplinarnie. Kosztów wyjazdu i pobytu nie zwrócił, wszystkich poborów nie wypłacił.

Anna Hintz, główny inspektor pracy, w piśmie do ministra gospodarki i pracy Jerzego Hausnera potwierdziła wszystkie podnoszone przez szwaczki z Hetmana naruszenia przepisów przez prezesa Przezpolewskiego: zaleganie z poborami, brak funduszu świadczeń pracowniczych, kłopoty szwaczek z dostaniem urlopów, nadmierne zagęszczenie stanowisk pracy, zwalnianie z naruszeniem prawa pracy oraz "złośliwe naruszanie praw pracowniczych".

Kontrolerzy odwiedzili też znajdującą się w siedzibie Hetmana spółkę handlową Truso, również należącą do Jana Przezpolewskiego. Ustalili, że dwóch pracowników przez osiem miesięcy dostawało pobory niższe od najniższej płacy ustawowej.

PIP i elbląska "Solidarność" skierowały doniesienia do prokuratury. Szwaczki złożyły pozwy do sądu pracy. Podczas pierwszej rozprawy 20 lutego w sądzie pracy, z powództwa pięciu szwaczek, sąd proponował obu stronom ugodę. Nie zgodził się na nią prezes Hetmana. Sprawa będzie kontynuowana w marcu.

Jan Przezpolewski nieterminowe wypłaty tłumaczył inspektorom "trudnościami finansowymi". Nie widać tego po jego okazałej willi przytulonej do lasu na peryferiach Elbląga i drogich samochodach, którymi jeździ.

Jan Przezpolewski nie zgodził się na rozmowę z "Rzeczpospolitą". Na początku stycznia dwudziestu pięciu szwaczkom udzielił nagany i zapowiedział nowe zwolnienia dyscyplinarne. Dochodzenie w sprawie naruszania w Hetmanie spraw pracowniczych prowadzi elbląska prokuratura. -

Tomasz Wójcik, przedstawiciel Polski w Międzynarodowej Organizacji Pracy w Genewie
To jest zwykła kradzież

RZ: Sytuacja w Hetmanie jest wyjątkowa?

TOMASZ WÓJCIK: Nie. To się zdarza w wielu polskich prywatnych firmach, tylko pracownicy ze strachu nie reagują. A przecież jeżeli właściciel zakładu zatrzymuje wynagrodzenie pracownika, to jest to zwykła kradzież. Ludzie boją się o tym głośno mówić, bo w Polsce nie działa broniące ich prawo. Nie ma w nim sankcji wobec pracodawców nieprzestrzegających przepisów. Właściciel Hetmana tłumaczy niepłacenie szwaczkom trudnościami finansowymi. Pracownice nie mogą się niczym tłumaczyć. To jest dyskryminacja. Jeżeli ten człowiek nie potrafi prowadzić działalności gospodarczej, powinien ją zlikwidować. Jeżeli narusza prawo, powinien dostać zakaz prowadzenia działalności.

Jak pracownicy mogą się bronić?

Nie mogą chować głowy w piasek. To tylko pogorszy ich sytuację i skończy się zwolnieniem z jeszcze większą krzywdą. Przy potulnych pracownikach właściciele mają większe poczucie bezkarności. Wykorzystują wysokie bezrobocie, by zastraszać ludzi.

Co pan radzi szwaczkom z Elbląga?

Żeby złożyły skargę na polski rząd do Międzynarodowej Organizacji Pracy. Obowiązkiem rządu jest czuwanie nad przestrzeganiem przepisów także przez pracodawców. Jeżeli rządowe organy, jak inspekcja pracy, nie potrafią prawa wyegzekwować, to odpowiedzialność za to ponosi rząd.

Rozmawiała Iwona Trusewicz


Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,272889852524 sekund.