VORTAL BHP
Aktualnie jest 860 Linki i 253 kategori(e) w naszej bazie
WARTE ODWIEDZENIA
 Co nowego Pierwsza 10 Zarekomenduj nas Nowe konto "" Zaloguj 19 kwietnia 2024
KONTAKT Z NAMI

Robert Łabuzek
+48501700846
 
Masz problem z BHP
szukasz odpowiedzi ?
Szybko i gratisowo otrzymasz poradę
zadzwoń lub napisz na maila.

Na stronie przebywa obecnie....

Obecnie jest 51 gości i 0 użytkowników online.

Możesz zalogować się lub zarejestrować nowe konto.

Menu główne


Google

Przeszukuj WWW
Szukaj z www.bhpekspert.pl

Świadek w sutannie Autor : Anita
Przestępstwa Nikt nie przewidział, że proboszcz wezwany rutynowo na rozprawę może zmienić bieg procesu. Marian Rączka zawdzięcza wolność księdzu, który postanowił przerwać milczenie.


Marian Rączka będzie się domagał wysokiego odszkodowania. - 10 tys. zł za każdy miesiąc pobytu w areszcie - wylicza w rozmowie z reporterem "Dziennika". Fot. AUTORKA
Na Podhalu nie mówi się ostatnio o niczym innym, tylko o proboszczu z Jordanowa, który wyznał przed sądem, kto mógł być sprawcą zabójstwa. Okazało się, że to zupełnie inna osoba niż oskarżony przez prokuraturę, siedzący w areszcie mężczyzna. Okoliczności mordu rzekomy sprawca miał wyjawić księdzu podczas rozmowy na plebanii.
Na mszę do kościoła w Jordanowie chodzą teraz nawet ci, którzy na co dzień odżegnują się od religii. Wszyscy są ciekawi, co będzie, gdy w kościele spotkają się zamieszani w sprawę mężczyźni. Człowiek oskarżony przez prokuraturę został bowiem zwolniony z aresztu zaraz po zeznaniach księdza. Wskazany domniemany sprawca wciąż jest na wolności. Domysłom i spekulacjom nie ma końca. To pierwszy taki przypadek w Polsce.

Śmierć przyszła po 70-letnią Irenę S., mieszkankę Bystrej Podhalańskiej, rankiem 18 lutego 2000 r. Starsza, samotna kobieta zdążyła jeszcze oporządzić bydło i nakarmić liczną gromadkę kotów. Znana był w okolicy z wielkiej miłości do zwierząt. Jej sąsiedzi mówią, że lepiej dogadywała się z kotami i krowami niż z ludźmi, nie wyłączając członków swojej rodziny.

Morderca przyszedł w momencie, gdy szykowała się do wyjścia na mszę. Biegli stwierdzili, że po krótkiej szamotaninie z napastnikiem kobieta została uduszona. Ofiarę, leżącą bez życia przy piecu, znalazł zięć siostry Ireny S. Był on również świadkiem wszystkich czynności policji i prokuratury na miejscu przestępstwa. Z jego relacji wynika, że zabezpieczanie śladów trwało aż pięć dni.

Już na trzeci dzień po tej zbrodni, która wywołała panikę wśród mieszkających w okolicy starszych ludzi, policja aresztowała 55-letniego dziś Mariana Rączkę, bezrobotnego z Jordanowa. Irena S. zatrudniała go dorywczo w swoim gospodarstwie. Po roku śledztwa sporządzono przeciwko niemu akt oskarżenia. Prokurator opisał drobiazgowo prawdopodobny przebieg dramatu, wymienił motywy, załączył opinię biegłych i protokoły przesłuchania świadków. Wszystko to miało świadczyć, że zatrzymanie Mariana Rączki jako podejrzanego jest uzasadnione.

Dowody jego winy to, wedle prokuratury, przede wszystkim zeznania konkubiny mężczyzny, który rzekomo miał mu pomóc w zatarciu śladów zbrodni, a także należący do Rączki włos, znaleziony na ubraniu Ireny S. W relacjach prasowych sporządzonych na podstawie prokuratorskich wypowiedzi przedstawiano Mariana Rączkę w jak najgorszym świetle. Jednak już wtedy wielu mieszkańców miasteczka wątpiło w winę Rączki, choć nikt nie zaprzeczał, że jest to człowiek, który lubił zaglądać do kieliszka.

Bomba wybuchła kilkanaście dni temu na kolejnej już rozprawie w procesie Mariana Rączki. Na świadka wezwano proboszcza z Jordanowa, przesłuchiwanego już wcześniej w trakcie śledztwa. Gdy padło rutynowe pytanie sędziego, czy posiada jakieś informacje w tej sprawie, świadek w sutannie, ku zaskoczeniu wszystkich, włącznie z oskarżonym, powiedział, iż uważa, że Marian Rączka jest niewinny. Ksiądz nie chciał zdradzić, skąd takie przypuszczenie, tłumaczył, że jeśli się wygada, straci zaufanie parafian.

Przewodnicząca składu sędziowskiego przekonywała go, że będzie akurat odwrotnie, że w ten sposób wzmocni swój autorytet. Wtedy kapłan wydusił z siebie, że mężczyzna, który w jego opinii powinien być na miejscu Mariana Rączki, przyszedł do niego w towarzystwie członków swojej rodziny, aby powiedzieć, że wyrządził straszną krzywdę swojej ciotce, bo zbyt mocno ją ukochał.

Ponieważ rozmowa na plebanii odbyła się dwa dni przed pogrzebem Ireny S., ksiądz doszedł do wniosku, że to właśnie ją miał na myśli parafianin, który chciał oczyścić swoje sumienie poprzez rozmowę z księdzem.

Zachęcona wystąpieniem proboszcza, w obronie Mariana Rączki stanęła również konkubina jego kolegi. To jej zeznania potraktowano jako dowód w sprawie. Okazało się, że wątpliwy, bo kobieta utrzymuje obecnie, że została zmuszona do złożenia właśnie takich zeznań.

Niemal natychmiast po tych zeznaniach Mariana Rączkę zwolniono z aresztu. Nie wrócił do swojego domu. Mieszka u rodziców. Mówi, że boi się o swoje życie, bo mężczyzna, którego wskazał ksiądz, wciąż jest na wolności. - Ciotka dość bitki od niego dostała - mówi.

Twierdzi, że był zaskoczony, gdy tuż po morderstwie Ireny S. zatrzymała go policja.

- Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Funkcjonariusz ze Suchej narysował mi trójkąt, u góry zrobił krzyżyk, przykrył ręką i pyta, z czym mi się to kojarzy. Odpowiedziałem, że z niczym. Na to on odsłonił resztę rysunku. Na rogach trójkąta były inicjały moje, kolegi i jego konkubiny. A w środku napisano trup. Dalej nie wiedziałem, czego ode mnie chcą. Wtedy ten policjant powiedział: Irena S. nie żyje. Mówi ci to coś? Zgłupiałem. Przecież ja jej nie widziałem od trzech miesięcy. Ale nikt mnie nie słuchał, mimo że miałem alibi. Nawet dzisiaj potrafię dokładnie opisać, co robiłem w dniu morderstwa; z kim, gdzie i jaki rodzaj alkoholu piłem. Wszyscy moi kumple wiedzieli, że ja do wdowy nic nie miałem. To była fajna babka, honorowa, grzeczna. Sam się zastanawiałem, kto mógł ją zabić?

- Gdy w lipcu 2001 r. był u mnie w areszcie prokurator, powiedziałem mu, że najprędzej mógł to zrobić siostrzeniec Ireny S. Mieszkał u niej przez jakiś czas. Wszyscy wokół wiedzieli, że między nimi nie było sielanki, bo siostrzeniec jest narwany, nie lubi, gdy ktoś mu się sprzeciwia. Prokurator pominął moją uwagę milczeniem. Siedząc w areszcie łudziłem się, że to długo nie potrwa. Utwierdził mnie w tym przekonaniu adwokat, którego dostałem z urzędu. Gdy tylko przejrzał akta, powiedział: - Nic tu na pana nie ma. Z nadzieją, że jak najrychlej wyjdę, pisałem odwołanie za odwołaniem: do Sądu Najwyższego, ministra sprawiedliwości, rzecznika praw obywatelskich.

- Miałem wyjść w sierpniu ub.r. Byłem załamany, gdy okazało się, że zostanę za kratkami dłużej. Adwokat pocieszał mnie: - Co się pan martwisz, będzie wyższe odszkodowanie. Tak jak wszyscy, byłem zaskoczony tym, co ksiądz wyjawił w sądzie. Żeby pani widziała minę matki domniemanego zabójcy, siostry ofiary, która jeszcze niedawno krzyczała na sali rozpraw: - Ty morderco! Jej córka po zeznaniach proboszcza o mało nie zemdlała - relacjonuje Marian Rączka.

Ani on, ani członkowie jego rodziny nie mają żalu do księdza, że przez dwa lata nie ujawniał tak bulwersującej treści swojej rozmowy.

- My rozumiemy, że ksiądz przeżywał straszny dylemat, co ma w takiej sytuacji zrobić. Jesteśmy wdzięczni, że się zdecydował to wyjawić, bo inaczej Marian mógłby siedzieć i 20 lat niewinnie. Ksiądz już wcześniej dawał nam do zrozumienia, że wątpi w jego winę. W maju 2001 r. podczas nabożeństwa przy stojącej nieopodal kapliczce podszedł do mnie i powiedział: - Ratujcie brata, weźcie najlepszych adwokatów, ja wiem, że on tego nie zrobił. Więcej nic nie mogę powiedzieć na ten temat - opowiada Zbigniew Rączka, brat Mariana, łamiącym się z emocji głosem.

- Aresztowanie Zbyszka było dla nas tragedią. Matka wylała morze łez, stan zdrowia ojca znacznie się pogorszył. Ja przez ten cały czas wciąż na nowo to przeżywałem. Prowadzę zakład stolarski i codziennie mam styczność z wieloma ludźmi. Nie muszę mówić, co czułem, gdy ktoś zbyt długo mi się przyglądał czy wręcz pytał, co dalej w sprawie Mariana.

O sprawę Mariana nieraz pytał jeden z przyjaciół Zbigniewa Rączki, u którego w zakładzie pracował i pracuje nadal wskazany przez księdza jako rzekomy sprawca. - Jestem zaszokowany wyznaniem plebana. Pracuje u mnie ponad cztery lata. To człowiek porywczy, lubi postawić na swoim, ale jest bardzo pracowity. Zrobiłem go brygadzistą, bo zna się na fachu, jest sumienny i potrafi dopilnować ludzi - mówi pracodawca. Przyznaje, że obecnie ma dylemat moralny.

Jako przyjaciel Zbigniewa Rączki, z którym jeżdżą razem na wczasy, uważa, że powinien solidaryzować się z zaprzyjaźnioną rodziną, zwalniając pracownika. Z drugiej strony żal mu go, bo jego brygadzista ma troje dzieci na utrzymaniu i jest dobrym pracownikiem...

- Gryzę się z myślami, jak pewnie każdy, kto ma z tą sprawą cokolwiek wspólnego. No, bo jeśli jest winny tej zbrodni, to dlaczego nie przychodzą go aresztować. Mariana zatrzymali następnego dnia. O co w tym wszystkim chodzi? Czy ktoś to w końcu wyjaśni? - zastanawia się przedsiębiorca z Jordanowa.

Mężczyzna wskazany przez księdza na pewno nie rozwieje wątpliwości swojego pryncypała. Zastaję go pochylonego przy maszynie. Wzdraga się, gdy trzaskają zamykane przeze mnie drzwi. - Myślałem, że już po mnie idą - tłumaczy cicho. Ten szczupły, średniego wzrostu mężczyzna sprawia wrażenie ogromnie zdenerwowanego. - Nie czuję się winny - uprzedza moje pytanie. - Byłem na plebani u proboszcza, ale w innej sprawie. Chciałem mu złożyć przyrzeczenie, że przestanę pić. To był powód. Resztę ksiądz sobie wymyślił. Jestem biednym człowiekiem. Nie mam się jak bronić. Nie dam księdzu na zrobienie nowego dachu, żeby odwołał swoje zeznania, bo mnie na to nie stać. Ksiądz wyrządził wielką krzywdę mojej rodzinie. Przykro mi z tego powodu, bo jestem wierzący, a księży darzę zaufaniem. Doprawdy nie wiem, dlaczego zrujnował moje życie…

Proboszcz parafii w Jordanowie nie chce rozmawiać. Jeden z członków Rady Parafialnej twierdzi, że otrzymał takie polecenie z kurii. Od tego samego człowieka dowiedziałam się w zaufaniu, że wcześniej, zanim pleban wyjawił przed sądem ukrywany przez dwa lata sekret, kontaktował się w tej sprawie z jednym z krakowskich biskupów, który zwolnił go z zachowania tajemnicy. Dlatego zdecydował się mówić. Ten sam, dobrze poinformowany rozmówca, zapewnia mnie, że spotkanie domniemanego zabójcy z księdzem, tak brzemienne w skutki, odbyło się przy udziale członków bliskiej rodziny.

- Owszem, składał obietnicę, że nie będzie więcej pić. Ale wyjawił też, że właśnie po pijanemu zrobił krzywdę tej kobiecie, swojej krewnej - twierdzi mój dobrze poinformowany rozmówca.

Mieszkańcy Jordanowa mają rozbieżne opinie na temat tego, czy ksiądz dobrze zrobił, składając właśnie teraz swoje zeznanie. Natomiast wszyscy, z którymi rozmawiałam, są zgodni co do tego, że winę za obecną sytuację ponosi prokuratura. Na jordanowskim rynku można nawet usłyszeć plotkę, że za aresztowaniem i przetrzymywaniem dwa lata w więzieniu Mariana Rączki stoi major policji w jednym z okolicznych powiatów. Wymieniany z nazwiska policjant ma być rzekomo krewnym domniemanego sprawcy i znajomym prowadzącego sprawę prokuratora.

Matka wskazanego przez księdza mężczyzny skomentowała plotki krótko: To bzdura. Nie zaprzeczyła jednak, że wymieniany na mieście policjant jest spokrewniony z rodziną domniemanego sprawcy.

- To bzdura, pomówienie - oburza się Zbigniew Gabryś, zastępca prokuratora rejonowego w Nowym Targu, zaznaczając, że gdyby śledztwo było prowadzone błędnie, gdyby były w nim jakieś uchybienia, sąd zwróciłby akta do uzupełnienia. - Ta sprawa nie budziła niczyich wątpliwości. To niezawisły sąd zastosował tymczasowy areszt wobec Mariana Rączki. Jeśli dowody byłyby wątpliwe, sąd nie zarządziłby aresztu - odpowiada na zarzuty prokurator.

Dlaczego tych dowodów było tak niewiele (dwa włosy podejrzanego), skoro, jak twierdzi rodzina zamordowanej, duża liczebnie ekipa, i to przez kilka dni, zbierała ślady? - Zabezpieczono sporo śladów linii papilarnych, to fakt, ale widać nie nadawały się do identyfikacji. Czasem tak bywa, że mimo nowoczesnych technik badawczych zgromadzone ślady nie są przydatne w śledztwie - wyjaśnia prokurator Zbigniew Gabryś.

Nie ukrywa, że wyznanie księdza było dla prokuratury zaskakujące. - Nikt nie przewidział, że proboszcz wezwany rutynowo na rozprawę może zmienić bieg procesu. Przecież w śledztwie zeznał, iż nie posiada żadnych wiadomości na temat zabójstwa.

- Czy w śledztwie mówił coś jeszcze?

- Dodał tylko, że wie, iż oskarżony jest porządnym człowiekiem i że nie mógł tego zrobić. Ale między tym, czy ktoś jest porządnym człowiekiem w subiektywnej ocenie kogoś innego, nawet księdza, a tym, że ma się jakieś przesłanki, aby przypuszczać, że ten ktoś jest niewinny, istnieje spora różnica - mówi prok. Zbigniew Gabryś. - Każda osoba, nawet duchowny, która posiada wiadomości o tym, że popełniono zbrodnię zabójstwa, ma prawny obowiązek zawiadomić o tym organy ścigania - dodaje.

Jakie będą dalsze działania sądu i prokuratury w tej sprawie? Czy wskazany przez księdza mężczyzna zostanie zatrzymany? Prok. Zbigniew Gabryś twierdzi, że nowotarska prokuratura nie może samodzielnie zatrzymywać świadków (wskazany przez kapłana mężczyzna jest świadkiem w sprawie Mariana Rączki) czy kogokolwiek innego spośród uczestników procesu. Taką decyzję może podjąć sędzia. Czy podejmie? Trudno powiedzieć. Prowadząca sprawę sędzina przebywa aktualnie na zwolnieniu lekarskim.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się
INDIE 2015


Nasza nowa strona


Kodeks pracy


OKRESOWY Dla SŁUŻBY BHP, SZKOLENIE SIP


Kategorie


POZWOLENIA ZINTEGROWANE-HANDEL CO2


Głosowanie

Czy Państwowa Inspekcja Pracy spełnia swoją rolę

[ Wyniki | Ankiety ]

Głosów: 330
Komentarzy: 1


Polecamy ebooki



BHP EKSPERT Sp.z o.o.

NIP 678-315-47-15 KRS 0000558141 bhpekspert@gmail.com
tel.kom.(0)501-700-846
Tworzenie strony: 0,246721029282 sekund.