Wypadki [1]: 23 górników z kopalni "Halemba" nie żyje [2]

Autor : God Dodano: 24-11-2006 - 08:36
Wypadki-przykłady [3]

Wszyscy 23 górnicy z kopalni "Halemba", którzy we wtorek znaleźli się w strefie wybuchu metanu, nie żyją. W czwartek nad ranem, po blisko 38 godzinach prowadzonej 1030 metrów pod ziemią akcji, ratownicy dotarli do ciała ostatniej ofiary.

Najmłodszy zmarły górnik miał 21 lat, najstarszy 59. Nie mieli szans przeżycia. W chwili wybuchu temperatura w wyrobisku mogła sięgać 1500 stopni, a siła podmuchu była olbrzymia. W Rudzie Śląskiej obowiązuje żałoba. Przed kopalnią nieprzerwanie płoną dziesiątki zniczy.

To największa katastrofa w polskim górnictwie od 27 lat. W 1979 roku wybuch pyłu węglowego zabił 34 górników w kopalni "Dymitrow" w Bytomiu. Pięć lat wcześniej podobny wybuch spowodował śmierć 34 osób w kopalni "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach. W "Halembie" w 1990 roku metan zabił 19 górników.

"To dla nas niezwykle smutny dzień. Zamykamy go liczbą ofiar, która od wielu, wielu lat nie miała miejsca w górnictwie. Dlatego po wielu godzinach akcji ratunkowej nikt nie ma poczucia oddechu, a przeciwnie - ogromny ciężar na sercu" - powiedział rzecznik Kompanii Węglowej, Zbigniew Madej.

Zwłoki pierwszych sześciu ofiar ratownicy wydobyli na powierzchnię w nocy z wtorku na środę, kilkanaście godzin po wybuchu. Pod ziemią wciąż pozostawało jeszcze 17 górników. Choć nikt w kopalni nie mówił tego głośno, ich szanse na przeżycie oceniano jako minimalne. Akcję ratowniczą trzeba było przerywać ze względu m.in. na stężenia metanu, zagrażające ratownikom.

W nocy ze środy na czwartek ratownicy znaleźli najpierw trzy ciała, a około 1,5 godziny później kolejnych 12. Zwłoki poparzonych górników znajdowały się na 300-metrowym odcinku przy ścianie wydobywczej. Nie było tam jednak dwóch górników. Znaleziono ich, w odstępie niespełna godziny, w chodniku przylegającym do spenetrowanej wcześniej ściany.

Ciała pierwszych odnalezionych w nocy ofiar zostały już przetransportowane na powierzchnię. Pozostałe przenoszone są do podziemnej bazy, zlokalizowanej ok. 1200 m od ściany, gdzie doszło do katastrofy. Tam poddawane są oględzinom lekarskim. Identyfikacja niektórych może być trudna z powodu poparzeń. Po wydostaniu zwłok akcja ratowników zostanie skoncentrowana na zabezpieczeniu rejonu tragedii.

Madej ocenił, że akcja była prowadzona w sposób perfekcyjny, mimo trudnych warunków, zwłaszcza wysokiej temperatury i dużej wilgotności. Zapewnił, że ratownikom penetrującym wyrobiska nic nie zagraża. Podkreślił, że podstawowe parametry, gwarantujące ich bezpieczeństwo, były i są na bieżąco sprawdzane. Chodzi głównie o stężenia gazów i skład atmosfery w chodniku.

Ratownicy mogli wznowić poszukiwania zaginionych górników przed północą. Wcześniej trzeba było przewietrzyć wyrobisko, aby mogli bezpiecznie pracować. Cały czas zastępy penetrujące wyrobisko były asekurowane przez innych ratowników. W sumie w akcji uczestniczy 11 zmieniających się zastępów.

"To była jedna z najtrudniejszych akcji. Spotkaliśmy się tu ze wszystkimi zagrożeniami, które mogą wystąpić - atmosferą niezdatną do oddychania, wysoką temperaturą, wilgotnością, wodą, wreszcie metanem, czy oznakami pożaru (...). Akcji nie dało się prowadzić szybciej. Jest coś takiego, jak ryzyko zawodu ratownika, ale ma ono swoje granice" - powiedział PAP pracujący w sztabie akcji inż. Zygmunt Goldstein z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.

Tragiczne wiadomości zostały natychmiast przekazane rodzinom ofiar, których część od wielu godzin czekała w kopalnianej stołówce. Tym, których nie ma, informację przekazują w domach przedstawiciele dyrekcji kopalni. Na miejscu jest prokurator okręgowy w Gliwicach, Robert Hernand, który poinformował bliskich ofiar o procedurach, związanych z identyfikacją ofiar i gromadzeniem materiału dowodowego w prowadzonym śledztwie.

Hernand przypomniał, że prokuratorzy prowadzą postępowanie dotyczące tego, czy w kopalni doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci górników oraz sprowadzenia niebezpiecznego zdarzenia, zagrażającego życiu wielu osób. Prokurator poinformował, że badana jest dokumentacja kopalni i przesłuchiwani są świadkowie. Identyfikacja niektórych poparzonych ciał będzie możliwa po dokonaniu badań DNA.

Przed kopalnią "Halemba" płoną dziesiątki zniczy. W Rudzie Śląskiej już wcześniej ogłoszono tygodniową żałobę. Wychodzący z nocnej zmiany górnicy i ci, którzy właśnie przyszli do pracy zwykle od dziennikarzy dowiadywali się tragicznych wieści. Niektórzy przyjmowali te informacje z niedowierzaniem; inni przyznawali, że choć nikt nie mówił tego głośno, spodziewali się, że górnicy nie żyją.

"Od początku tak czuliśmy. Ci, co tam byli i widzieli, opowiadali, że tam na dole była masakra. Nasi koledzy zginęli chyba zaraz przy wybuchu. To było już tylko szukanie ciał" - skomentował wychodzący z kopalni młody górnik.

"Wielka szkoda, jestem załamany. Każdy żyje nadzieją na cud" - dodał inny pracownik "Halemby", który długo nie mógł uwierzyć w informacje przekazane mu przez reporterów. Liczył, że powtórzy się sytuacja z początku roku, kiedy w "Halembie" wydobyto żyjącego górnika - Zbigniewa Nowaka - po 111 godzinach akcji ratowniczej.

Górnicze związki o możliwych przyczynach katastrofy w "Halembie"

Przedstawiciele górniczych związków zawodowych, obecni na miejscu katastrofy w kopalni "Halemba", zwracają uwagę na dużą liczbę wypadków w prywatnych firmach, pracujących na zlecenie kopalń. Szef firmy Mard, Marian Długosz nie zgadza się z sugestiami, że jego firma była źle przygotowana do robót i zapewnia, że wszystkie procedury i zasady sztuki górniczej były respektowane.

Wśród 23 górników, którzy znaleźli się w rejonie wybuchu metanu, 15 to pracownicy prywatnego Górniczego Przedsiębiorstwa Usługowo- Handlowego Mard w Rudzie Śląskiej, zatrudniającej w sumie ok. 130 osób.

Długosz nie zgadza się z sugestiami, że jego firma była źle przygotowana do robót lub zatrudniała niewykwalifikowanych pracowników. Zapewnił, że wszystkie procedury i zasady sztuki górniczej były respektowane. "Byliśmy dobrze przygotowani, a wszyscy pracownicy mieli odpowiednie kwalifikacje i umiejętności" - powiedział PAP.

"Działamy od czterech lat i specjalizujemy się właśnie w likwidacji ścian w kopalniach. W "Halembie" zlikwidowaliśmy już trzy ściany, w dawnej kopalni "Kleofas" - cztery, w kopalni "Knurów" - trzy. Mamy doświadczenie i odpowiedni sprzęt. Zawsze prowadzimy prace zgodnie z przepisami, pod odpowiednim dozorem. Tak było i tym razem" - dodał Długosz.

Szef górniczej "Solidarności" Dominik Kolorz ocenia jednak, że pracownicy firm usługowych są w gorszej sytuacji niż załogi kopalń. Firmy te nie respektują układów zbiorowych, górnicy zwykle mniej zarabiają i są pozbawieni niektórych świadczeń.

Według Kolorza, wśród ofiar wtorkowego wybuchu metanu są osoby bardzo młode, bez doświadczenia, a także np. górnicy, którzy od dawna powinni być na emeryturze. Prowadzi to do wniosku, że rygory zatrudniania i pracy w tych firmach są rozluźnione w stosunku do zasad obowiązujących w kopalniach.

"Mniej więcej od połowy lat 90. na szeroką skalę zatrudnia się w kopalniach ludzi o niskich kwalifikacjach lub w sędziwym wieku, niejednokrotnie emerytów, tylko i wyłącznie po to, by zbić koszty" - powiedział PAP Kolorz.

Według niego, funkcjonowanie firm okołogórniczych powinna wyjaśnić przede wszystkim Państwowa Inspekcja Pracy, a być może też prokuratura. Chodzi m.in. o sprawdzenie, czy właściwie jest tam sprawowany nadzór i czy przestrzegane są przepisy.

"To jest ekonomia za wszelką cenę, która zapewne ma też pośredni wpływ na bezpieczeństwo. Skoro na miejscu robót była kadra inżynieryjno-techniczna o bardzo wysokich kwalifikacjach, m.in. specjaliści od wentylacji i od tąpań, to znaczy że zagrożenie było bardzo duże, a roboty bardzo trudne" - ocenił Kolorz.

Według niego, pracownicy zewnętrznych firm są zwykle bardzo słabo opłacani i źle wyposażeni. "Płaci się im pensje rzędu 700- 800 zł. Niejednokrotnie sam widziałem przypadki, że ludzie z różnych zewnętrznych firm zjeżdżali na dół w trampkach i dżinsach, nie mając nawet odzieży roboczej. Tym firmom płaci się odpowiednie pieniądze, ale zazwyczaj bywa tak, że właściciele firm zarabiają krocie, a pracownicy to tacy niewolnicy, którzy za chwilę będą zarabiali mniej niż w Chinach" - skomentował.

Negatywnie o funkcjonowaniu w kopalniach zewnętrznych firm wypowiada się też szef związku "Sierpień 80", Bogusław Ziętek. "Często najbardziej niebezpieczne prace wykonywane są przez zewnętrzne spółki, które choć zatrudniająáwykwalifikowanych górników, nie zapewniają im warunków pracy, płacy, a często również wyposażenia i BHP takiego samego, jak obowiązuje górników, zatrudnionych przez kopalnie" - ocenił.

Według niego, na ocenę okoliczności wypadku składa się także to, że dyrekcja kopalni wiedziała o zagrożeniach, występujących w rejonie katastrofy. Zdecydowano jednak o wydostaniu stamtąd wartego ok. 70 mln zł sprzętu. Właśnie przy jego demontażu pracowali górnicy.

Ziętek przypomniał, że zaprzestano wydobycia węgla z tej ściany, ze względu na zagrożenia tam występujące. "Miała ona czwarty - najwyższy stopień zagrożenia metanowego, w ocenie górników była jednak znacznie groźniejsza, niż inne ściany, o tej samej kategorii. Mimo to zdecydowano o powrocie w tamten rejon górników, którzy mieli odzyskać sprzęt" - ocenił Ziętek.

Według jego informacji, praca odbywała się w warunkach ciągłego zagrożenia. Wielokrotnie - jak powiedział - zdarzały się tam ewakuacje załogi z powodu zagrożenia wybuchem. "Po każdym alarmie górników wysyłano jednak z powrotem w rejon zagrożenia, nie wyciągając wniosków, które zwykła ostrożność nakazywała by wyciągnąć" - uważa szef "Sierpnia'80".

Związkowcy uważają, że ocena, iż wszystkie procedury bezpieczeństwa zostały w kopalni zachowane (nad likwidacją ściany czuwał sztab ekspertów - PAP), jest przedwczesna.

Związkowcy zapowiadają, że dołożą wszelkich starań, aby przyczyny tragedii w "Halembie" były w pełni wyjaśnione. "Niejednokrotnie bowiem wcześniej zdarzało się, że wszystkie instytucje, mające uprawnienia do kontrolowania kopalń, były zainteresowane w fałszowaniu dokumentacji, ukrywaniu błędów, niekompetencji, czy omijania procedur bezpieczeństwa w celu maksymalizacji zysku" - powiedział Ziętek.

Zdaniem kierownictwa "Sierpnia'80", już sam fakt tak tragicznego wypadku powinien skutkować odwołaniem kierownictwa kopalni, aby "świadkowie zaniedbań w kopalni mogli swobodnie zeznawać,ánie obawiając się konsekwencji służbowych, czy zemsty ze strony dyrekcji".

Pytani o zarzuty związkowców przedstawiciele Kompanii Węglowej nie podzielają ich. Wiceprezes firmy Marek Majcher nie zgodził się z opinią, że w firmie zewnętrznej, której pracownicy są wśród ofiar, pracowały osoby bez wystarczających kwalifikacji. Podkreślił, że firma ta zatrudniała w części byłych pracowników "Halemby", doświadczonych górników. Specjalizuje się w demontażu urządzeń dołowych i miała do tego stosowne uprawnienia. Nad przebiegiem prac w chwili wybuchu czuwało pięć osób dozoru, które są wśród poszkodowanych


PAP [4]

 

 

<h1 style="FONT: 20px Tahoma" najbliższym="" czasie="" rząd="" podejmie="" uchwałę="" o="" przeglądzie="" wszystkich="" polsce.="" w="" ramach="" tych="" działań="" odbędzie="" się="" także="" przegląd="" spółek="" zewnętrznych="" pracujących="" rzecz="" kopalń="" zapowiedział="" środę="" na="" konferencji="" prasowej="" minister="" gospodarki="" piotr="" woźniak.="">>Będzie przegląd kopalń i spółek zewnętrznych

W najbliższym czasie rząd podejmie uchwałę o przeglądzie wszystkich kopalń w Polsce. W ramach tych działań odbędzie się także przegląd spółek zewnętrznych pracujących na rzecz kopalń - zapowiedział w środę na konferencji prasowej minister gospodarki Piotr Woźniak.

Skontrolowane zostaną m.in. spółki takie jak ta, która prowadziła prace przy likwidacji ściany w kopalni "Halemba".

W "Halembie" w czasie wybuchu metanu pracowało 15 osób z prywatnego Górniczego Przedsiębiorstwa Usługowo-Handlowego Mard w Rudzie Śląskiej, zatrudniającego w sumie ok. 130 osób. Jak powiedział Woźniak, wśród 15 pracowników tej spółki byli pracownicy doświadczeni (jeden z nich miał 59 lat), ale i dwóch 21- latków, praktykantów górniczych.

"Sprawdzimy, czy osoby te były zatrudnione prawidłowo" - powiedział minister. Dodał, że oprócz badania przez specjalną komisję sprawę wypadku sprawdzą "wszystkie służby kontrolne; Państwowa Inspekcja Pracy, Najwyższa Izba Kontroli i prokuratura".

Szef górniczych związków zawodowych Wacław Czerkawski powiedział w środę PAP, że w firmach zewnętrznych zatrudniani są co prawda byli górnicy, ale również trafiają do nich ludzie przypadkowi, którzy mają zbyt krótki staż pracy w kopalni, by wykonywać prace wymagające bardzo wysokich kwalifikacji.

Czerkawski podkreślił, że w przeciwieństwie do górników, zatrudnianych przez spółki węglowe, pracownicy firm zewnętrznych zarabiają często "płacę minimalną, 700 zł netto" i nie mają ochrony, jaka przysługuje górnikom, pracującym na zasadach zbiorowych układów pracy. Jednak - jego zdaniem - władze kopalń nie mają wyjścia i muszą zatrudniać firmy zewnętrzne, bo oprócz Jastrzębskiej Spółki Węglowej, nie mogą przyjmować do pracy nowych ludzi.

Na pytanie PAP, czy wobec faktu, że firmy zewnętrzne być może nie są dostatecznie przygotowane do prowadzenia w kopalniach prac, a dla komórek kopalnianych stanowią silną konkurencję np. ze względu na niskie koszty pracy, Woźniak odpowiedział, że "jest to problem kluczowy".

"Niezależnie od tego, jak będą wykorzystywane przyrządy, jak będą zachowywać się ludzie, musimy dowiedzieć się, czy nie ma tutaj wady systemowej" - powiedział Woźniak.

Minister podkreślił, że nie będzie w najbliższym czasie decyzji nt. możliwości zamykania niebezpiecznych kopalń czy pokładów. "Takiej decyzji nie podejmuje się w ciągu jednej nocy" - podkreślił. "Uzgadnianie takich decyzji zajmuje przynajmniej rok i nie zapada to w ciszy gabinetów. W takich sprawach mnóstwo do powiedzenia mają związki zawodowe, zarządy, pracodawcy" - powiedział. Zaznaczył, że jeśli będą podejmowane jakiekolwiek decyzje w sprawie kopalń, będzie o tym informowana opinia publiczna.

We wtorek w wyniku wybuchu metanu 1030 metrów pod ziemią w kopalni "Halemba" zginęło ośmiu górników, a los 15 kolejnych nadal jest nieznany. Dotychczas wydobyto ciała 6 osób.

W 2006 r. odnotowano łącznie 20 wypadków śmiertelnych w kopalniach węgla kamiennego; w 2005 r. było ich 15 - wynika z danych Ministerstwa Gospodarki (MG). Do podstawowych zagrożeń występujących w polskich kopalniach resort zaliczył zagrożenia metanowe, tąpaniami, pyłowe, temperaturowe oraz wodne.

W 2005 r. spośród 33 zakładów górniczych w 24 stwierdzono wydzielanie metanu, z czego w 15 była to najwyższa, czwarta kategoria zagrożenia metanu. Resort wyjaśnia, że tzw. metanowość kopalni jest związana ze zwiększaniem głębokości wydobycia.

W polskich kopalniach pracuje ok. 120 tys. osób. W 2005 r. średnie wynagrodzenie pracownika kopalni kształtowało się na poziomie 4 tys. 325 zł.

Wynik finansowy netto sektora górnictwa węgla kamiennego od stycznia do września br. resort szacuje na ok. 375 mln zł.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [5]
Links
  [1] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=9
  [2] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=1039
  [3] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=54
  [4] http://www.pap.pl/
  [5] http://www.bhpekspert.pl/user.php