Zawsze wierni? Papież w Polsce [1]

Autor : abecadlo Dodano: 16-08-2002 - 09:12
Religia-Kościół [2]
Zawsze wierni? Papież w Polsce Polskie pielgrzymki papieskie nieodmiennie były wydarzeniem religijnym, społecznym, ale i politycznym. Nawet bez czytelnej intencji Ojca Świętego - wpisywały się w konkretny układ sił i wpływów, konfliktów i dylematów ADAM SZOSTKIEWICZ Jan Paweł II ósmy raz pielgrzymuje do ojczyzny. Trzy razy przyjeżdżał do Polski Ludowej, cztery do wolnej Rzeczpospolitej. Pierwsza pielgrzymka (1979) była triumfem. Zaskoczył on i przeraził ekipę Edwarda Gierka. Katolicy "się policzyli", ale policzyły ich także tajne służby i szefostwo partii. Miało to ten dobry skutek, że ówczesna władza nie zdecydowała się użyć siły, gdy w rok później 10 mln Polaków, manifestujących swoje przywiązanie do Kościoła, zażądało socjalizmu z ludzką twarzą (bo przecież nie kapitalizmu) i niepodległości. Dwie następne wizyty (1983, 1987), mimo zgniecenia Solidarności, podtrzymały nadzieję na dokończenie pokojowej rewolucji robotniczej. Przeciwdziałały dezintegracji społecznej. Zapamiętano z tamtych pielgrzymek papieża mówiącego w Belwederze o nieustającej konieczności odnowy społecznej (1983) i wzywającego do solidarności narodowej ("jeden drugiego brzemiona noście", 1987), przygarniającego matkę zamordowanego w stanie wojennym Grzegorza Przemyka (1983) i modlącego się u grobu ks. Jerzego Popiełuszki (1987). Ci, którzy nadal wierzyli, że "wiosna będzie nasza", przechodzili do porządku nad spotkaniami papieża z dostojnikami Polski gen. Jaruzelskiego. Swoją gorycz odreagowywali na prymasie Józefie Glempie. Prasa podziemna krytykowała go za kunktatorstwo względem reżimu i pacyfikowanie radykalizmu wśród działaczy opozycyjnych i sympatyzujących z nimi niektórych księży. Nieudana pielgrzymka Jak na ironię, pielgrzymka wkrótce po demontażu PRL (1991) była wyjątkiem od reguły, że cała Polska kocha i słucha papieża-Polaka. Prezydentem był Lech Wałęsa, premierem - Jan Krzysztof Bielecki. Wałęsa całował papieża w pierścień i nosił w klapie maryjną plakietkę - tak jak podczas strajków Sierpnia 1980. Za to Bielecki mógł uchodzić za przedstawiciela zalążka polskiej prawicy laickiej, chcącej budować Polskę demokratycznego kapitalizmu, ale niekoniecznie razem z Kościołem. Uważała bowiem, że Kościół ma mocno lewicowe podejście do gospodarki i de facto jest przeszkodą na drodze do wolnego rynku i skutecznej modernizacji kraju. Papież mówił wtedy na Zamku Królewskim w Warszawie: "Ufajmy, że wprowadzając wolny rynek Polacy nie zaprzestaną utrwalać w sobie i pogłębiać postawy solidarności", co można było odczytywać jako warunkową akceptację kierunku zmian społeczno-gospodarczych. W Polsce toczyła się wtedy żywa i prawdziwie wielogłosowa dyskusja na ten temat. Spierano się o miejsce wartości chrześcijańskich w społeczeństwie pluralistycznym. Kościół przywykł wcześniej do gremialnego entuzjazmu okazywanego papieżowi w Polsce. Kwaśny ton cenzurowanych mediów państwowych PRL powszechnie ignorowano. To, że w wolnej Polsce wolne media pokazały demokratyczną różnicę zdań w społeczeństwie na temat roli Kościoła, zaskoczyło więc hierarchów - trochę tak, jak przed laty milionowe tłumy witające wszędzie Jana Pawła II zaskoczyły kierownictwo partyjne. W początkach III RP okazało się, że wolność nie mówi głosem Kościoła. A przecież był to raczej dowód witalności nowego systemu: papież ani Kościół nie musiał już mówić za naród. Naród mógł już przemówić sam i byłoby doprawdy dziwne, gdyby mówił jednym głosem. Jedność nie jest zasadą demokracji, tylko jej zaprzeczeniem Papież chciał, by na gruzach realnego socjalizmu powstała wolna ekonomia, poddana moralnym rygorom gwarantującym sprawiedliwy podział wytworzonych bogactw, a zarazem godność osoby ludzkiej i wszelkie jej prawa - od prawa do pracy przez godziwą zapłatę do prawa do życia. Inaczej - przestrzegał - grozi nam osunięcie się realnego kapitalizmu w wynaturzenia. W Polsce w 1991 r. papież upominał i strofował, szczególnie ostro atakując prawo do aborcji. Kościół tymczasem sięgał po polityczny rząd dusz za pośrednictwem mnożących się grup katolików świeckich. Czwarta pielgrzymka była nieudana. Do tego stopnia, że Jan Paweł II, gdy w prasie nie milkła dyskusja o kosztach jego wizyty, odwołał planowany wypoczynek w ukochanych Tatrach. Na pytanie, czy politycy powinni się kierować społeczną nauką Kościoła, "tak" odpowiedziało w maju 1991 r. tylko 37 proc. ankietowanych. Demokracja papieska Podczas kilkugodzinnej piątej wizyty w 1995 r. - gdy u władzy była już od dwóch lat lewica - papież, w szóstym roku polskiej demokracji, pytał w Skoczowie: "Czy może historia płynąć przeciwko prądowi sumień? (...) Wbrew pozorom, praw sumienia trzeba bronić także dzisiaj. Pod hasłem tolerancji, w życiu publicznym i środkach masowego przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz większa nietolerancja. Odczuwają to boleśnie wierzący. Zauważa się tendencję do spychania ich na margines życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość". W Polsce toczył się wtedy zażarty spór o kształt przyszłej konstytucji. Dostojnicy kościelni atakowali projekt lansowany przez lewicę, Kościół włączył się także w kampanię przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu jako kandydatowi lewicy na prezydenta. Papież w Skoczowie przemówił językiem prawicy atakującej SLD za rzekomą dyskryminację katolickiej większości. Niemiłe wrażenie, że papież i Kościół w Polsce rozmijają się z nastrojami znacznej części społeczeństwa, zatarło się w czasie szóstej pielgrzymki w 1997 r. Pod Wielką Krokwią w Zakopanem górale z całego świata witali papieża jako swego gazdę, połączone chóry dziecięce śpiewały mu przepięknie i rzewnie, a burmistrz ślubował, że czerwona zaraza Podhala nigdy nie zaleje. Papież, tym razem spokojnie, głosił przed jubileuszem 2000-lecia chrześcijaństwa potrzebę moralnego ładu wolności. Dwa lata później po raz pierwszy przemówił w Sejmie, wypowiadając pamiętne słowa: "Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską". Przypomniał, że bez Sierpnia 1980 r. nie byłoby tego historycznego spotkania w polskim parlamencie. Apelował o kierowanie się dobrem wspólnym w służbie publicznej. Ale przestrzegł w tym samym przemówieniu, że "demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm". Ta przestroga ma kluczowe znaczenie dla papieskiego rozumienia demokracji. Papież odrzuca powszechny na Zachodzie model demokracji ocenianej nie według tego, jakimi karmi się ideologiami religijnymi czy narodowymi, ale według tego, jak skutecznie rozładowuje ona konflikty interesów i chroni prawa mniejszości. Nie wiadomo dokładnie, co papież ma na myśli, gdy ostrzega przed "jawnym lub zakamuflowanym" potencjałem totalitarnym tkwiącym rzekomo w "demokracji bez wartości". Nie wiadomo, co znaczy to ostatnie sformułowanie. Jakie są konkretne przykłady takiej demokracji? Demokracje są różne, ale wszystkie kierują się wartościami, które najogólniej można nazwać właśnie demokratycznymi: prawa człowieka, zasada dialogu i kompromisu, równość wobec demokratycznie stanowionego prawa. Ale może papież ma na myśli bożki pieniądza, reklamy, kapitalistyczny wyścig szczurów, ponadnarodowe korporacje, potęgę potentatów biznesu i magnatów medialnych? Są to sprawy warte poważnego namysłu, ale słowa mają swoje znaczenie. Totalitaryzm oznacza system przymusu i represji, dławiący siłą policji, armii i propagandy wszelkie sprzeciwy wobec niedemokratycznej władzy. To jednak zupełnie co innego niż słabości demokracji i społeczeństw rynkowych. Z pielgrzymki w 1999 r. Polacy zapamiętali też pusty fotel papieski na chłostanych ulewą krakowskich Błoniach - krótką chorobę Jana Pawła, która uświadomiła rodakom, że papieża- Polaka kiedyś zabraknie. Społeczne niepokoje Ale teraz przybywa do Polski niemal prosto zza oceanu. Co powie? Bp Tadeusz Pieronek odpowiada tak: "Przyjedzie zwrócić Polaków ku Bogu, dodać im trochę otuchy i nadziei, by nie narzekali, że jest coraz gorzej, bo wcale tak źle nie jest". Ale "nie będzie nam naprawiał budżetu ani specjalnie pouczał, co mamy robić z gospodarką". Bp Pieronek widzi więc w wizycie wydarzenie przede wszystkim religijne, krzepiące wierzący naród duchowo. Ale jak to zrobić, pomijając społeczne niepokoje? Polska, do jakiej przybywa Jan Paweł II, przeżywa przecież wielkie kłopoty. Przede wszystkim gospodarcze, a te skutkują zawsze kłopotami społecznymi, więc i politycznymi. Kościół ma kłopot z tymi kłopotami, bo nie może ignorować złych nastrojów wiernych. Stąd liczne wypowiedzi czołowych biskupów tworzące tło tej pielgrzymki. W połowie lipca abp Tadeusz Gocłowski ujął się za pracownikami zakładów zagrożonych bankructwem, np. Stoczni Szczecińskiej: "...ludzie pracy domagają się mądrej i odpowiedzialnej prywatyzacji, która pewnie jest nieuchronna, bo tego domaga się aktualny system gospodarczy w Polsce. Trzeba jednak uczynić wszystko, by prywatyzacja nie łączyła się z dewastacją, która generuje nową falę bezrobocia". W połowie czerwca bp Wiktor Skworc nazwał "nieetycznym" wysypywanie importowanego zboża przez Samoobronę, ale zaznaczył, że do takich aktów prowokuje rolników "niespójna polityka państwa wobec rolnictwa i rolników". W połowie lutego abp Gocłowski wyraził "zaniepokojenie upartyjnianiem państwa" przez rząd Leszka Millera. Chodziło o zapowiedź zmian w ustawie lustracyjnej, wyłączających spod niej współpracowników służb wywiadowczych PRL, i w składach zarządów spółek Skarbu Państwa. Uwaga: aborcja! Iskrzyło także w kwestii europejskiej - drugim wielkim problemie Polski AD 2002. Sprawa Europy to być może najważniejsze wyzwanie stające przed Janem Pawłem II podczas tej podróży do Polski. Choć Episkopat powiedział w specjalnym liście ostrożne "tak" integracji, wśród biskupów i rzesz katolickich wyraźnie nie ma w tej sprawie konsensu. W połowie lipca na Jasnej Górze do 200 tys. "przyjaciół i pracowników Radia Maryja" przemówił bp Stanisław Napierała: "Trzeba być gotowym powiedzieć "nie", gdyby zignorowano prośby [o invocatio Dei w konstytucji europejskiej - A.Szo.] i zlekceważono doświadczenie historii [która uczy, że budowanie bez Boga nie może się powieść, a cenę zapłacą najbiedniejsi] - wtedy nie można wchodzić w układy i unie". Ponieważ wpisanie invocatio Dei do europejskiej Karty Praw Podstawowych jest mało prawdopodobne, można przypuszczać, że ruch Radia Maryja wezwie do głosowania przeciw członkostwu Polski w UE w referendum narodowym. Czy papież jakoś się do tego odniesie? Wydarzenia ostatnich miesięcy nie ułatwiają mu zadania. Ostro zaiskrzyło po tzw. liście stu kobiet, oskarżającym rząd centrolewicy i kierownictwo Kościoła o "swoiste porozumienie": w zamian za poparcie biskupów dla Polski w UE rezygnacja z jakiejkolwiek liberalizacji obecnego prawa antyaborcyjnego. Abp Józef Życiński zdementował tę sugestię: "Można by dyskutować o porozumieniu, ale trudno dyskutować o domniemaniach. Takiego porozumienia nie ma. To najbardziej niepoważny list protestacyjny, jaki czytałem w ostatnim czasie". Co Kościół miałby teraz robić, żeby dać dowód, że tak jest - kontynuował metropolita lubelski. - Wycofać się z wszelkiego poparcia dla integracji? Oliwy do ognia dolała w lipcu rezolucja Parlamentu Europejskiego zalecająca liberalizację prawa antyaborcyjnego w krajach członkowskich i kandydujących do UE. Rada do spraw Rodziny Episkopatu Polski uznała ją za "złą i szkodliwą". Z konfliktu "feministycznego betonu", jak pogardliwie wyraził się bp Pieronek, z Kościołem w Polsce płynie ważna lekcja. W polskiej polityce sprawa aborcji jest dziś no-go area, strefą całkowitego zakazu wstępu. Tu cały Kościół polski mówi jednym głosem z papieżem, a politycy nie mogą tego nie dostrzegać. Przed wizytą rząd Millera zdążył rozładować inną minę w stosunkach z Kościołem, zgłaszając, pod koniec czerwca, autopoprawkę do ustawy o wolontariacie, wychodzącą naprzeciw oczekiwaniom Episkopatu. Min. Jerzy Hausner i bp Piotr Libera (szefowie rządowo-kościelnego zespołu roboczego) wypracowali formułę pozwalającą korzystać z dobrodziejstw ustawy (ulgi fiskalne) organizacjom kościelnym o mieszanym charakterze społeczno-religijnym i pracującym w nich wolontariuszom. Milczenie zapadło natomiast w sprawie wprowadzenia powszechnego podatku kościelnego. Dla życia Kościoła jest to sprawa fundamentalna, ale Kościół zapewne zaczeka z jej podjęciem do następnych wyborów parlamentarnych. Opadł kurz Polityczne pole wizyty Jana Pawła II jest więc z grubsza uporządkowane. Rzeczniczki praw kobiet przegrały. Opadł kurz po skandalu wokół abp. Juliusza Paetza. Sprawa wstrząsnęła tylko wąskim kręgiem katolików. Czy arcybiskup będzie witał papieża w Krakowie? Czy papież poruszy ten temat, tak jak uczynił to ostatnio w Kanadzie? Sondaże są dla Kościoła bardzo pomyślne. Według badania TNS OBOP z połowy czerwca 56 proc. Polaków wierzy i praktykuje regularnie, 30 proc. - nieregularnie, co daje w sumie znacznie ponad 80 proc. 69 proc. ufa Kościołowi (nie ufa 26 proc.). 56 proc. uważa udział Kościoła w polityce za zbyt duży, ale jest to najlepszy wynik od 1994 r. (wtedy aż 71 proc.). Tylko w jednej dziedzinie wynik był remisowy: 46 proc. Polaków uważa, że władze państwowe powinny się kierować społeczną nauką Kościoła, a 45 proc. że nie (11 lat temu tych było aż 53 proc.). Po 13 latach zmian ustrojowych i siedmiu papieskich pielgrzymkach Polska ani drgnęła: semper fidelis, zawsze wierna.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [3]
Links
  [1] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=131
  [2] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=64
  [3] http://www.bhpekspert.pl/user.php