Państwowa Inspekcja [1]: QUO VADIS INSPEKCJO PRACY ? 30.12.2002 Artykuł P.Józefa Ślęzaka [2]

Autor : gabriela Dodano: 30-12-2002 - 14:23
sluzbabhp [3]
Pożegnanie z bronią

Autor był długoletnim Okręgowym Inspektorem Pracy i doradcą Głównego Inspektora Pracy. Został ostatnio laureatem wyróżnienia ZŁOTE SZELKI w kategorii najlepszy autor. W roku 1990 był jednym z dwóch kandydatów na stanowisko Głównego Inspektora Pracy. W obecnej sytuacji - zmian na najwyższych stanowiskach w PIP refleksja autora może okazać się przydatna.

Redakcja

Miłośnicy twórczości Ernesta Hemingwaya wybaczą mi zapożyczenie tytułu jego powieści. Jest przecież coś na rzeczy, gdy patrzę na ponad 40 lat mojej działalności w inspekcji pracy, przypominającej pole bitwy, przerwanej równie bezceremonialnie, jak rozstanie bohatera powieści z armią. Może tylko powieściowy sąd wojenny był mniej bezduszny.

Z inspekcją pracy związałem swój los w 1961 roku, mając 25 lat. Zaliczam siebie do pasjonatów ochrony pracy. W tej służbie byłem pozbawiony poczucia humoru. Wychowany na Górnym Śląsku w czasach, gdy tak znaczyło tak, a nie znaczyło nie, popadałem ustawicznie w konflikt z ludźmi relatywizującymi problemy oraz zwyczajnymi cwaniaczkami. Taka postawa rodziła zaciekłych wrogów, także w kręgach kierowniczych PIP, zwłaszcza po 1990 roku. Mimo to, po zakończeniu pracy w PIP, postanowiłem podzielić się swoimi refleksjami, czyniąc to z moralnej powinności, ale również dla ochrony pracy, która ostatnimi laty jakby rozpływała się we mgle.

Przegrana runda

Nie ulega wątpliwości, że nasz system ochrony pracy przegrał pierwsze starcie w walce o elementarne prawa pracownicze w zderzeniu z dużymi pieniędzmi, bezlitosnymi prawami gospodarki rynkowej oraz nową generacją oszustów. Odwieczny konflikt między pracą a kapitałem pokazał swoje groźne oblicze, a przy tym bezradność Państwa. Kompozycja kapitału państwowego, rodzimego prywatnego i obcego, wytworzyła osobliwego mutanta, który czyni spustoszenie niczym wytwór Frankensteina.

Następuje widoczna marginalizacja znaczenia i roli Państwowej Inspekcji Pracy, której przecież kodeks pracy poruczył nadzór nad przestrzeganiem prawa pracy, a która nie ma nic do powiedzenia w sytuacji łamania praw pracowniczych na wielką skalę. Jest nim niewątpliwie długotrwałe niewypłacanie wynagrodzenia za pracę tysiącom pracowników. Mógłby, co prawda, inspektor pracy przyłożyć nawet 500-złotowy mandat, o ile zdoła zidentyfikować osobę za to odpowiedzialną. Ale co to zmieni? Można powiedzieć, używając metafory piłkarskiej, że inspekcja pracy gra w klasie "C", podczas gdy sprawy rozgrywają się na poziomie reprezentacji kraju.

Organy nadzoru nie mają skutecznych środków prawnych, adekwatnych do obecnych potrzeb, aby w sytuacjach naprawdę groźnych, wywołujących sprzeciw tysięcznych załóg, a przy okazji całego społeczeństwa - móc przywrócić porządek prawny.

Czy dostosowano formy, metody i kierunki pracy operacyjnej PIP do zmieniających się wokół warunków? Skuteczność działania PIP paraliżuje rozpasana biurokracja, a wysiłki i procedury obsługi potrzeb własnych urzędu zyskują prymat względem działalności podstawowej.

Cóż więc można i koniecznie trzeba zmienić w działalności PIP, chociażby w obszarze bhp, by mogła lepiej wpływać na stan warunków pracy, celniej lokować swoje możliwości oddziaływania na oporną rzeczywistość, gdy wiadomo, że obejmuje ona zaledwie 5% ogółu pracowników zakładów pracy kontrolowanych każdego roku. To prawdziwy dylemat, któremu powinna towarzyszyć refleksja, czy nie robi się czegoś za późno? Refleksja ta staje przed wszystkimi pracującymi w instytucjach sprawujących pieczę nad określonymi dziedzinami życia.

Ile razy, odczytując z łatwością prawdę o przyczynach katastrof, awarii, wybuchów, zaniedbano interwencji, które mogłyby zapobiec podobnym wypadkom w innych zakładach pracy, mających identyczne zagrożenia. Czy zaniechanie interwencji to tylko problem moralny, czy też odpowiedzialności zapisanej w art. 231 kk, mówiącym o niewypełnieniu obowiązków urzędniczych ze szkodą dla interesu publicznego? Czas niebawem pozwoli ustalić te relacje.

Wkrótce, mam nadzieję, okaże się, że działania wyprzedzające tragedie, wykorzystujące już zaistniałe zdarzenia wypadkowe, staną się najważniejszą powinnością inspekcji pracy, dysponującej specjalistyczną wiedzą i materiałami niedostępnymi zwykłym śmiertelnikom. Nie stać nas na luksus gapiostwa!

Pragnę zatem przedstawić kilka wniosków w sprawie działalności i roli inspekcji pracy w zupełnie odmienionych warunkach, w umiarkowanej nadziei, że doczekają się choćby tylko zrozumienia.

Główne zadanie to bhp

Po pierwsze - potrzebna jest głęboka reorientacja całej inspekcji pracy oraz jej struktur na dziedzinę bezpieczeństwa i higieny pracy. Nie tylko dlatego, że nadzór i kontrola tej dziedziny, mającej oczywisty prymat względem innych, należy do szczególnych ustawowych powinności tego organu. Na tym polu Państwowa Inspekcja Pracy dysponuje bowiem stosunkowo najsilniejszymi środkami prawnymi spośród tych, które okazały się niewystarczające w starciu z nową rzeczywistością. Każdy dobry dowódca podejmuje walkę tam, gdzie widzi szansę powodzenia. Potrzebna jest głęboka zmiana jakościowa działalności w omawianym obszarze. W tym celu staje się pilną potrzebą, aby:

- Powołać przy Głównym Inspektorze Pracy krajową komisję bezpieczeństwa i higieny pracy złożoną z najlepszych, doświadczonych inspektorów pracy, na wzór działającej od wielu lat komisji prawnej. Najwięksi mędrcy nie zrozumieją, dlaczego jest komisja prawna, a nie ma komisji bhp, której obszar zainteresowań byłby nieporównanie większy, bardziej złożony i bardziej przydatny.

Komisja powinna analizować i przetwarzać ważne informacje z dziedziny bhp, być prawdziwą kuźnią koncepcji działania, propagatorką nowoczesnej wiedzy o zagrożeniach zawodowych, wskazując na optymalne zastosowania w zakresie środków prawnych, jak i organizacji pracy. Jeśli ktokolwiek sądzi, że wiedza w omawianej dziedzinie jest wystarczająca wśród ogółu inspektorów pracy, to jest w wielkim błędzie, a bezpieczeństwa i higieny pracy nie można się nauczyć raz na zawsze!

- Utworzyć własny ośrodek diagnozowania i prognozowania kierunków działań PIP wobec szybko rozwijających się technik i technologii pracy, by móc przewidzieć skutki w sferze warunków pracy, ruchliwości kapitału gospodarki rynkowej. Dzisiaj PIP nie dokonuje badań "rynku" w zakresie swojej aktywności, aby w porę podjąć działania wobec nowych zagrożeń, które trzeba przewidywać. Tego obowiązku nie może podjąć nikt z zewnątrz.

Przykładem spóźnionej o kilka lat interwencji PIP są zmasowane obecnie kontrole warunków pracy kierowców autobusów turystycznych, będące wynikiem serii katastrof drogowych, w których zginęło 27 osób i 85 zostało rannych. Od dawna wiadomo było o żywiołowym rozwoju autokarowej turystyki zagranicznej, o tysiącach turystów przewożonych przez kierowców na trasach Warszawa - Madryt czy Kraków - Lizbona itd. Pokonanie takiej trasy na warunkach proponowanych przez biura turystyczne było wyczynem, którego kierowcy nie mogli dokonać nie igrając z losem. A jednak nikt, nie wyłączając PIP, nie podjął problemu na czas, by egzekwować system bezpieczeństwa przewozu, tak jak to dzieje się teraz! Jakoś się jednak dało!

- Wyposażyć PIP we własne zaplecze pomiarowo-badawcze stężeń i natężeń szkodliwych czynników środowiska pracy. Dzisiaj inspektorzy często opierają swoje decyzje na przestarzałych - w stosunku do czasu kontroli - pomiarach inspekcji sanitarnej, albo na pomiarach własnych, kontrolowanych zakładów pracy! To sprawia, że działalność na tym obszarze jest niewiarygodna i wyraźnie słaba. Alternatywą tego wniosku jest rezygnacja PIP z nadzorowania obszaru higieny pracy. Trzeciej możliwości nie ma!

Milczenie nad niekompetencją

Po drugie - niezbędne staje się wprowadzenie działań "śladem inspektora", jako elementu systemu doskonalenia pracy inspektorskiej. Jej dzisiejszy poziom pozostawia wiele do życzenia. Nie jest to opinia wyłącznie moja. Nieraz słyszy się o przygnębiających wyczynach naszych dzielnych inspektorów. Władze PIP dowiadują się o tym, rzecz jasna, ostatnie. Kontrolowani pracodawcy - odbiorcy działań inspektorskich - na ogół milczą, stosując utrwaloną w ciągu dziesięcioleci zasadę, aby się nie narażać. Im działanie pokontrolne inspektora jest bardziej niedorzeczne - tym głębsze milczenie adresata takich działań. Byłoby karygodną naiwnością sądzić, że czarne owce znajdują się tylko w policji, prokuraturze, czy wśród sędziów, natomiast nie ma ich w PIP.

Ale nie o czarnych owcach, a raczej o szarej większości inspektorskiej chciałbym teraz pisać. Do podjęcia problemu skłoniło mnie to, co widziałem, będąc wielokrotnie w zakładach pracy kilka dni po kontroli inspektora. Z przerażeniem zauważałem ewidentne zagrożenia, uchybienia przepisom bhp, których inspektor w ogóle nie podjął, choć "leżały na wierzchu" i były równie łatwe do zauważenia, jak i ważne dla bezpieczeństwa pracy. Po latach obserwacji stwierdzam z całą odpowiedzialnością, iż jest to zjawisko nagminne, występujące jak Polska długa i szeroka. Podkreślam, że chodzi o istotne zagrożenia, które powinny być dostrzeżone, mieściły się bowiem w programie kontroli i dotyczyły zagrożeń trwałych, które nie mogły się pojawić nagle, już po zakończeniu kontroli, choć i to się zdarza.

Dlaczego tak się dzieje? Można wymienić kilka przyczyn, a wśród nich:

- niedouczenie, niekompetencja,

- kontrole wykonywane byle jak, w pośpiechu i pogoni za wynikami statystycznymi,

- świadome unikanie spraw trudnych, kłopotliwych, zwyczajne tchórzostwo i wygodnictwo.

Poprzestanę na tej wyliczance, ponieważ nie mam dowodów na to, że klapy na oczach inspektorów to rezultat korupcji, której rzecz jasna wykluczyć się nie da. Trzeba zaś wiedzieć, że bhp cechuje wyjątkowa pojemność na działania udawane i bezwartościowe. Komputer wchłonie z równą obojętnością spreparowaną sieczkę informacji pokontrolnych, jak i sprawy naprawdę ważne.

Aby temu zapobiec trzeba wprowadzić stały element kontroli, właśnie śladami inspektora pracy. Tylko w ten sposób można przekonać się dowodnie o rzeczywistej wartości kontroli inspektorskiej. Każdemu inspektorowi powinna stale towarzyszyć świadomość, że po jego kontroli może się w każdej chwili pojawić inny inspektor. Kontrole "śladem inspektora" powinny stanowić ważny element aktywności nadzorczej wszystkich szczebli kierownictwa PIP.

Przedstawioną propozycję zgłaszałem w przeszłości co najmniej kilkakrotnie kierownictwu PIP, jak dotąd bez skutku.

Złym siedzieć na karku

Po trzecie - trzeba dokonywać pogłębionej analizy działań inspektora w zakładzie pracy, po każdym wypadku śmiertelnym i ciężkim, który powstał na ustabilizowanym odcinku frontu pracy. Trzeba zbadać, kiedy ostatnio, przed wypadkiem był inspektor w tym zakładzie - miejscu wypadku, czy podjął w nim działania i jaki był ich związek z eliminacją zagrożenia.

Jeśli okaże się, że zakład, mający znaczne potencjalne zagrożenie zawodowe nie był ostatnimi laty w ogóle kontrolowany, trzeba dociec, jakież to inne zajęcia były ważniejsze od kontroli zakładu o wysokim ryzyku zawodowym? Do takiego wniosku skłoniły mnie okoliczności wybuchu pyłu aluminium w jednym z zakładów pracy Gorzowa Wielkopolskiego i wielu innych, podobnych wypadków, które już wcześniej powinny spędzać sen z powiek inspektorowi pracy oraz jego zwierzchnikom. Takim zakładom inspektor powinien "siedzieć na karku". W przeciwnym wypadku, biegając "w koło Wojtek", będziemy wykonywali "robotę głupiego", nie wyciągając wniosków z tego, co niesie życie. Na łamach biuletynu "Inspektor pracy" powinny być publikowane komunikaty z omawianych badań wraz z wnioskami.

Trzeba przy tym dodać, że wprowadzona procedura "śladami inspektora" oraz badanie "działań inspektora w związku z wypadkiem" powinny być jawne i powszechne. Sama świadomość ich zastosowania może mieć moc uzdrawiającą. Jestem przy tym przekonany, że powyższe propozycje będą miały pełne zastosowanie w działalności innych organów kontroli państwowej.

Monitoring zagrożeń

Po czwarte - jest najwyższa pora, aby pod patronatem i przy głównym udziale PIP wprowadzić w III RP do powszechnej praktyki system monitoringu charakterystycznych i powtarzalnych zagrożeń zawodowych.

Kompletne opracowanie koncepcji monitoringu skierowałem jeszcze w maju 1997 roku do Głównego Inspektora Pracy. W numerze 2/2001 "A-OP" opublikowano też cały materiał.

Monitoring powinien być praktycznie podstawowym sposobem dotarcia do milionów zakładów pracy z ostrzeżeniem i poradą o tym, jakich niespodzianek (wypadków) można się spodziewać przy danym rodzaju działalności. Nowi pracodawcy w niemałym trudzie dopiero zdobywają i kształtują niezbędne umiejętności. Oby niskim kosztem. Za monitoringiem przemawiają liczne argumenty, spośród których zwłaszcza jednego nie można bagatelizować, a mianowicie, że miliony pracodawców w małych zakładach pracy działają w izolacji.

Powrócić do kopalń

Po piąte - trzeba czym prędzej przywrócić Państwową Inspekcję Pracy do sprawowania nadzoru i kontroli w kopalniach węgla kamiennego. Po uchwaleniu 6 marca 1981 roku ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy, która w myśl art. 11.1 miała objąć nadzorem i kontrolą wszystkie zakłady pracy - mocą porozumienia zawartego w 1983 roku między Głównym Inspektorem Pracy a Prezesem Wyższego Urzędu Górniczego "wyprowadzono" PIP z nadzoru nad kopalniami. Porozumienie to, całkowicie bezprawne, powzięte pod naciskiem potężnego wówczas lobby górniczego, pozostawiło całą problematykę ochrony pracy górniczej pod ziemią organom WUG. Jego przedstawiciel oznajmił 9 września br. w popularnej audycji "Sygnały dnia" (w programie I PR), że "ostatnie wypadki w kopalniach zachwiały systemem bhp w górnictwie węgla kamiennego". I co dalej?

"Porozumienie GIP-WUG" należy zaliczyć do większych przekrętów w prawie pracy ostatnich 20 lat. Niepokoi fakt długiego tolerowania przez Radę Ochrony Pracy, komisje sejmowe czy choćby Komisję Prawną Głównego Inspektora Pracy tego stanu bezprawia. Lobby górnicze zawsze dbało o to, aby nie dopuścić nikogo spoza środowiska górniczego do oglądania przerażających warunków pracy górników.

To lobby zniknęło, pozostały kopalnie ze swoimi problemami oraz antylobby.

Inspekcja pod strzechy

Po szóste - trzeba uczynić wszystko, aby doświadczenie i ponad 80-letni dorobek inspekcji pracy wprowadzić "pod strzechy" rodzinnych gospodarstw rolnych. Jak wiadomo, miliony tych gospodarstw pozostaje poza jakimkolwiek nadzorem Państwa w zakresie bezpieczeństwa pracy. Jednakże Państwo finansujące koszty ubezpieczeń społecznych rolników, stanowiących potężną pozycję budżetu, nie może nie interesować się tym, na co idą miliony złotych każdego roku.

Tymczasem stan warunków pracy rolniczej w polu i zagrodzie jest dzisiaj katastrofalny. Potrzebna jest pilna regulacja ustawowa, która umożliwi inspekcji pracy podjąć legalne działania prewencyjne bezpośrednio u rolnika.

Dalsze niedostrzeganie problemu jest zwyczajnie nieuczciwe.

Józef Ślęzak

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [4]
Links
  [1] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=6
  [2] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=399
  [3] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=45
  [4] http://www.bhpekspert.pl/user.php