Afery [1]: Nową Polskę budować będą Niemcy z niemieckiego cementu ? [2]

Autor : Roman Dodano: 06-04-2003 - 08:10
Gospodarka [3]
Pracownicy krajowych cementowni zastanawiają się, jakiż to narodowy interes każe polskim politykom nakręcać koniunkturę akurat u Aleksandra Łukaszenki.
Zaborcy zbudowali i wnuki zaborców dziś na tym zarabiają - usłyszał od wysokiego urzędnika resortu gospodarki członek zarządu jednej z polskich cementowni. Inny urzędnik (rodem z PSL) dorzucił, że w ogóle nie ma już czegoś takiego jak polska cementownia i że mu przykro, iż nową Polskę budować będą Niemcy z niemieckiego cementu. Senator SLD Włodzimierz Łęcki oświadczył niedawno, że doszło nie tylko do wykupienia naszych cementowni, ale zapewne również do podziału Polski na strefy wpływów - i zmowy cenowej gigantów.

Na pierwszy rzut oka rzecz wygląda właśnie tak, jak to opisują zwolennicy tezy o wyprzedaży majątku narodowego. W Internecie np. natrafiamy na stronę www.be-ton.krakow.pl. Jeśli ktoś spodziewa się znaleźć tam ofertę którejś z tradycyjnych krakowskich cementowni lub betoniarni - a branża ta jest obecna w grodzie Kraka od 120 lat - nieco się zdziwi. Bo pod tym adresem znajduje się firma Dyckerhoff Kraków, należąca do jednego z głównych graczy na polskim rynku
- koncernu Dyckerhoff z sie-dzibą w niemieckim Wiesbaden.

I dalej, po wpisaniu w internetowej wyszukiwarce, hasła polski cement, otrzymamy listę krajowych cementowni należących bez wyjątku do zachodnich potentatów oraz odnośnik do strony Stowarzyszenia Producentów Cementu i Wapna oraz spółki Polski Cement
- założonej przez tychże. Tzw. patrioci gospodarki przewidują, że tak jak po połknięciu przez Szwedów zniknął - zastąpiony przez Skanską - kielecki Exbud, tak i na strategicznym dla gospodarki rynku cementu nie będziemy mieli wkrótce "Ożarowa", "Górażdży", "Nowin", czy "Wysokiej". Ich miejsce zajmą (lub już zajęły) Lafarge, Heidelberg, CRH, Dyckerhoff, Readymix czy Polen Cement.

Ma to znaczenie o tyle, że
- według wszelkich znaków na niebie i ziemi - Polskę czeka niebawem boom inwestycyjny: pod względem sieci dróg czy budownictwa mieszkaniowego jesteśmy potwornie zapóźnieni nie tylko w stosunku do obecnych członków Unii Europejskiej, ale i tych, którzy wraz z nami zamierzają do UE przystąpić. Musimy w najbliższych latach budować na potęgę.

A nie ma budowy bez cementu...


Na tropie zmowy
Zdaniem patriotów gospodarki z Ligi Polskich Rodzin, PSL i SLD, zachodni potentaci celowo okopali się w polskich cementowniach, wykupując je co do sztuki i niszcząc konkurencję, żeby w niedalekiej przyszłości zgarnąć całą śmietankę z naszego rynku. Jeśli Polska stanie się największym placem budowy w Europie, krocie zarobią nie tylko zachodnie koncerny budowlane (które już przejęły nasze firmy), ale i zachodni producenci cementu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego
- w końcu po to inwestuje się miliardy euro, żeby zarobić - ale, zdaniem sceptyków, jest wysoce prawdopodobne, że obcokrajowcy będą chcieli zarobić na nas z lichwiarskim procentem.

Senator Łęcki w oświadczeniu skierowanym wiosną ub.r. do szefa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta stwierdził m.in.: Od paru lat polski przemysł cementowy znajduje się w rękach zachodnioeuropejskich grup kapitałowych. I od paru lat na przełomie stycznia i lutego wzrastają ceny cementu równolegle we wszystkich cementowniach. Wzrost cen od 1999 r. do połowy lutego 2002 r. wyniósł prawie 60 procent! Jest to ewenement, jeśli chodzi o ceny materiałów budowlanych. Niektóre inne ceny wręcz maleją, a średni wzrost pozostałych sięga zaledwie od 1 do 5 procent. Od przedsiębiorstw budowlanych wiem, iż Polska podzielona jest na strefy wpływów poszczególnych koncernów cementowych.

Zdaniem senatora, cykliczne podwyżki cen cementu, szczególnie w latach 1999-2002, gdy budownictwo zanotowało wyraźny regres, miały zasadniczy wpływ na kształtowanie cen produkcji, a więc i wyniki polskich przedsiębiorstw.

- Stałe obniżanie cen produktów finalnych budownictwa stoi w wyraźnej sprzeczności z rosnącymi cenami cementu - podkreślał senator dodając, że o rentowności produkcji cementu świadczy fakt, iż w 2000 r. cementownia Górażdże, należąca do Heidelberger Zement, osiągnęła ok. 160 mln zł zysku przy przychodzie około 550 mln zł.

W opinii senatora, cementownie łamią przepisy Ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, dlatego zwrócił się do UOKiK o zbadanie sprawy, przypominając, że podobna sytuacja istniała do niedawna na rynku niemieckim: po interwencji służb antymonopolowych koncerny cementowe zapłaciły kilkaset milionów marek w zamian za umorzenie dochodzenia i zobowiązały się do zaprzestania podobnych działań.

Potwierdza to BundesKartellamt, czyli niemiecki Federalny Urząd Kartelowy. Według informacji tam uzyskanych, 4 lipca ub.r. urząd przeprowadził przeszukania w siedzibach 30 firm branży cementowej w związku z podejrzeniem, że firmy te przez ostatnie lata działały w oparciu o zmowę cenową oraz swoisty podział stref wpływów.

Tydzień temu wyniki za rok ubiegły ogłosił francuski Lafarge, największy producent materiałów budowlanych na świecie (patrz: "Kto nas cementuje"). Ożywione komentarze wywołała adnotacja dotycząca zysku Lafarge: mimo mizerii na większości światowych rynków, byłby on o 1 proc. wyższy niż przed rokiem (756 mln euro), gdyby nie fakt, że koncern musiał zarezerwować 300 mln euro na poczet ewentualnych kar wlepio-nych mu przez Komisję Europejską oraz niemiecki BundesKartellamt za udział w zmowach cenowych.

Kara Komisji Europejskiej
- 478 mln euro - dotyczy czterech firm działających na rynku gipsu i jest drugą co do wielkości grzywną nałożoną w związku z wykryciem przez KE praktyk monopolistycznych (rekord należy do "kartelu witaminowego"). Na Lafarge przypada ponad połowa tej kwoty - 250 mln euro. Francuzi odwołali się od tej decyzji, efekt poznamy wkrótce.

Kolejne kłopoty Lafarge na rynku niemieckim dotyczą cementu. Potencjalna kara za stosowanie praktyk monopolistycznych nałożona tylko na ten koncern może sięgnąć 50 mln euro. A śledztwo BundesKartellamtu dotyczy kilku wielkich i przynajmniej kilkunastu mniejszych producentów.

Ci najwięksi są zarazem kluczowymi graczami nad Wisłą: kontrolują ponad 90 proc. rynku. Jak?


"Niemiec" Balcerek
Zapoznawszy się z powyższymi faktami i poszlakami niektórzy domorośli ekonomiści-pesymiści skłonni są uważać, że wykupiona przez obcych branża cementowa może się okazać hamulcowym rozwoju Polski. Jest dla nich nie tylko wysoce frustrujące, ale i niebezpieczne, iż jako naród skazani jesteśmy na obcy cement. Jednak ten czarno-biały obraz malowany przez patriotów gospodarki kiepsko oddaje rzeczywistość.

Nie ma już chyba Polaka, który nie odczuwałby skutków kryzysu w gospodarce. W branży budowlanej trzeba przemnożyć te odczucia przez dziesięć. Po 20-procentowym tąpnięciu w 2001 r., w ubiegłym nastąpił dalszy spadek produkcji, a najbliższe miesiące nie zapowiadają się lepiej, zwłaszcza że styczeń i luty były najgorsze w historii. Według GUS, liczba planowanych inwestycji budowlanych dramatycznie zmalała. Przekłada się to wprost na sytuację w branży cementowej.

W latach 80. zużywało się w Polsce od 15 do 17 mln ton cementu, w 1990 r. - ledwie
12 mln, zaś w 1993 r. - tylko
10 mln. W połowie lat 90. sytuacja się poprawiła i już wydawało się, że jesteśmy u progu wielkiego boomu budowlanego. To wtedy wkroczyły do nas największe zachodnie koncerny, wykupując zarówno cementownie najlepsze (żeby je rozbudować), jak i gorsze (żeby je zamknąć).

- Światowi potentaci zainwestowali w rozwój naszych cementowni wielokrotnie więcej niż wynosiła ich wartość w chwili sprzedaży - przypomina Andrzej Balcerek, prezes grupy Górażdże Cement, należącej do niemieckiego Heidelberger Zement.

Prezesi pozostałych cementowni dodają, że w przeciwieństwie do wielu innych sprywatyzowanych branż, przemysł cementowy od początku wykazuje zyski, a więc płaci ogromne podatki gminom i państwu. Dzięki miliardom euro zainwestowanym w polskie zakłady, pracownicy zyskali pewne i dobrze płatne posady. Żyją z tego całe mikroregiony. W przeciwnym razie tonęłyby w morzu nędzy i bezrobocia.

- Gdyby nie było inwestycji, które uczyniły z naszych cementowni jedne z najlepszych w Europie, dziś strach o przyszłość zaglądałby nam w oczy - podkreśla Andrzej Balcerek.

A jednak, kiedy członkowie zarządu jednej z cementowni próbowali przekonać państwowych urzędników do działań ochronnych na rzecz krajowego przemysłu, usłyszeli: przecież wy jesteście obcy, niemieccy, francuscy. Nie nasz interes...

Janusz Poleszak, dyrektor biura Stowarzyszenie Producentów Cementu i Wapna, uważa, że takie pseudopatriotyczne podejście jest, delikatnie mówiąc, dziecinne. - Przecież cementownie działają w Polsce, zatrudniają ludzi i tu płacą podatki, tu wspierają kulturę, sport, działalność charytatywną. Traktowanie ich jak obcych to czysty absurd.

Dyrektor przyznaje jednak, że z niewiadomych przyczyn naciski na rząd, by objąć ochroną polski rynek, odnoszą na razie mierny skutek. Bez wahania chronimy rolników i kopalnie węgla. Obcy cement ma sobie poradzić sam.

A radzi sobie coraz gorzej. W 2001 r. sprzedaż w kraju spadła gwałtownie o ponad
20 proc., z powodu zastoju na rynku niemieckim zamarł eksport. W zeszłym roku sprzedaż w kraju spadła o kolejne 2 proc., a w tym roku w lutym - o... kilkadziesiąt. I nie jest to tylko efekt mroźnej zimy, ale i braku spodziewanego od dawna przełomu w budownictwie drogowym i mieszkaniowym.

- Rząd kompletnie sobie nie poradził. Jego obietnice pozostały na papierze - ubolewają w cementowniach.

Tymczasem stale rośnie import cementu ze Wschodu, z Ukrainy, Rosji, a przede wszystkim z Białorusi, co jeszcze pogłębia kryzys w krajowych cementowniach. Cement od Łukaszenki stał się dla naszych producentów prawdziwą zmorą: w 2000 r. wjechało go do Polski ok. 50 tys. ton, rok później - 125 tys., w zeszłym roku
- już pół miliona, w tym roku może być nawet milion.

- A milion to produkcja dużej polskiej cementowni - komentuje prezes Balcerek. - To miejsca pracy dla kilkuset osób w samej cementowni oraz ok. pięciu tysięcy w jej otoczeniu. To wpływy dla gmin i państwa. Wszystko to w Polsce, a nie w Niemczech czy w Irlandii.

Z białoruskim cementem w zasadzie konkurować się nie da. - Tam panuje gospodarka księżycowa, koszty mają z kosmosu, a u nas wszystko jest europejskie - powtarzają w krajowych cementowniach. Białoruski materiał zdominował już nie tylko ścianę wschodnią, ale i ostro wkroczył do Warszawy, która pozostaje największym placem budowy w środkowej Europie. - Nie chodzi o małe ilości w workach, chodzi o kontrakty na wielkie budowy - przekonuje prezes Górażdży.

Andrzej Balcerek trafił do branży w latach 70., zaraz po technikum. Górażdże były wtedy w budowie. Piął się w górę od referenta technicznego, przez operatora siłowni i dyrektora ds. obrotu towarowego. Kierował cementownią w chwili jej prywatyzacji w 1993 r. (zakład kupił belgijski CBR Baltic, przejęty wkrótce przez Heidelberga), dziś stoi na czele najpotężniejszej grupy cementowej w Polsce. Ale dla pseudopatriotycznie nastawionych urzędników państwowych stał się obcy - podobnie jak prezesi pozostałych zachodnich firm.

Od dwóch lat członkowie SPCiW apelują o to, by polskie instytucje kontrolne egzekwowały prawo na równi od wszystkich graczy na rynku, np. wymagając od Białorusinów takich samych certyfikatów, jakimi muszą się wykazać polscy producenci. Bez skutku. Zabiegają też o wprowadzenie przejściowych (na czas kryzysu) kontyngentów na import ze Wschodu (wprowadzili je już m.in. Ukraińcy i Węgrzy). I na te prośby decydenci pozostają głusi. Pracownicy krajowych cementowni, coraz bardziej zaniepokojeni pogarszającą się sytuacją na rynku i przerażeni wizją masowych zwolnień - zastanawiają się, jakiż to narodowy interes każe polskim politykom nakręcać koniunkturę akurat u Aleksandra Łukaszenki.

A może ów "narodowy interes" rozumiany jest opacznie?

ZBIGNIEW BARTUŚ

Zarzuty zmowy cenowej i podziału kraju na strefy wpływów, stawiane zachodnim koncernom cementowym w Polsce, badał w ub. roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Zebrany materiał dowodowy nie daje podstaw do uznania, że pomiędzy ankietowanymi producentami cementu zostały zawarte porozumienia w sprawie ustalania cen sprzedaży cementu oraz podziału rynków zbytu tego towaru w okresie 1999-2001, gdyż m.in.: skala wzrostu cen wśród producentów jest różna, podwyżki cen są uzasadnione wzrostem kosztów produkcji, zbieżność dat wprowadzanych podwyżek podyktowana jest specyfiką badanego rynku: ceny wzrastają przed rozpoczęciem sezonu budowlanego - napisał prezes UOKiK Cezary Banasiński.

Największy udział w polskim rynku cementu - ok. 24 proc. - ma niemiecki Heidelberg Zement, będący właścicielem cementowni Górażdże i Strzelce Opolskie. Ma też 18 kopalni odkrywkowych i 32 wytwórnie betonu towarowego. Należy do światowej czołówki producentów materiałów budowlanych, działa w
50 krajach na czterech kontynentach, zatrudnia 35 tys. pracowników, produkuje 45 mln ton cementu rocznie (w Polsce ok. 2,5 mln). Jego obroty sięgają
6,7 mld euro. Najprawdopodobniej przejmie wkrótce 75 proc. udziałów w supernowoczesnej przemiałowni Ekocem, uruchomionej przed rokiem w Dąbrowie Górniczej (specjalna strefa ekonomiczna) kosztem 160 mln zł przez niemiecką firmę Klösters. Zwiększy to udział Heidelberga w polskim rynku o kolejne kilka procent.

Drugie miejsce w Polsce, z 20-procentowym udziałem w rynku, zajmuje francuski Lafarge. Posiada cementownie Małogoszcz i Kujawy. Jest największym na świecie producentem materiałów budowlanych: nr 1 w produkcji cementu i pokryć dachowych, nr 3 - betonu i kruszyw, nr 4 - gipsu (ma w Polsce Nidę Gips). Zatrudnia 83 tys. pracowników w 75 krajach. Zeszłoroczne obroty to 14,6 mld euro (o 7 proc. więcej niż w 2001 r.). Obroty w Polsce to ok. ćwierć miliarda euro. Inwestycje tej grupy w naszym kraju przekroczyły już pół miliarda euro.

O drugie miejsce walczy mający siedzibę w Irlandii CRH (Cement Roadstone Holding). Działa w 1500 miejscach w 22 krajach, w ciągu 31 lat działalności zwiększył sprzedaż z 25 mln do 10 miliardów funtów rocznie. W 1997 r. kupił najmłodszą i największą w Polsce Cementownię Ożarów. Zainwestował
350 mln zł, czyniąc z niej największy - pod względem mocy produkcyjnych
- zakład w Europie. Ma też u nas Cementownię Rejowiec. Ostatnio za
84,5 mln zł przejął produkującą wapno Trzuskawicę. Jest też znanym producentem cegieł klinkierowych.

14-procentowy udział w polskim rynku ma brytyjska RMC Group, będąca (pod marką Readymix) światowym liderem w produkcji betonu towarowego, a także jednym z czołowych producentów cementu, wapna, zapraw, prefabrykatów i kruszyw. W 27 krajach na 5 kontynentach zatrudnia ponad 30 tys. pracowników. W Polsce posiada cementownie Chełm i Rudniki oraz przemiałownię Cemcon w Szczecinie.

Ok. 10 proc. naszego rynku mają niemieckie: Polen Cement (KCW Warta) i powiązany z nim Miebach (Cementownia Odra). Podobny udział ma również niemiecki Dyckerhoff, posiadający wielką i ważną Cementownię Nowiny pod Kielcami. Kupił też przemiałownie Wysoka i Saturn, które działają obecnie jako wydziały Nowin. Jest jednym z największych producentów betonu towarowego. Marginalne znaczenie (240 tys. ton rocznie, czyli ok. 2 proc. udziałów w rynku) ma dziś Cementownia Nowa Huta, należąca do tureckiego Rumeli. Dwie cementownie produkują drogi cement specjalistyczny: biały (Holcim w Wejherowie) i glinowy (włoskie Mapei w trzebińskiej Górce).

Określenie "niemiecki" czy "francuski" jest w odniesieniu do wymienionych koncernów mocno mylące. Bardziej pasuje tu słowo: międzynarodowy, bo - poza siedzibą - firmy te mają obecnie dość luźne związki z krajami, z których się wywodzą. Np. prawie 44 proc. akcji Dyckerhoffa ma włoska spółka Buzzi, jedną czwartą akcji - dwie grupy inwestycyjne z Luksemburga, a 10 proc. - firma holenderska. Tylko pół procent udziałów należy do rodziny, która dała nazwę megakoncernowi...

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [4]
Links
  [1] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=2
  [2] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=577
  [3] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=67
  [4] http://www.bhpekspert.pl/user.php