Było ściernisko, jest firma [1]

Autor : atest94 Dodano: 30-07-2002 - 06:38
Praca [2]
Było ściernisko, jest firmaWładysław Żądłowski jeszcze dziesięć lat temu nie miał ani grosza. Dziś jego firma kwitnie. - My już jesteśmy w Europie i Unii się nie boimy - mówi Władysław Żądłowski z podkrakowskich Węgrzec, właściciel firmy Eko-Vit, produkującej naturalne soki owocowo-warzywne. Jeszcze 10 lat temu nie miał ani grosza. Kredyty i zła sytuacja w rolnictwie pozbawiły go upraw pomidorów. Teraz jego soki owocowe i warzywne są znane w całym Krakowie, a studenci ekonomii piszą o jego firmie prace magisterskie. - 10 lat temu w tym miejscu była jednostka wojskowa i ściernisko - mówi pan Władysław, energiczny, wesoły, 65-letni mężczyzna. Patrzy na okazałe osiedle domków jednorodzinnych i swój dom, pod którym stoi kilka samochodów dostawczych. - Postanowiłem wtedy zabrać się za uprawę pomidorów - dodaje. Załatwiły nas odsetki Pan Władysław od zawsze zajmował się ogrodnictwem i uprawą roślin. Najpierw był specjalistą w państwowych gospodarstwach rolnych, później u siebie. Niestety, pod koniec lat 80. miał poważny wypadek i został rencistą. - Trzeba coś było robić. Założyłem więc uprawę pomidorów w tunelach foliowych - mówi. Interes szedł świetnie. Na początku lat 90. pan Władysław otworzył nawet pawilon handlowy, w którym sprzedawał swoje pomidory. Nawiązał też współpracę ze sklepami owocowo-warzywnymi. Niestety, uwolnienie cen towarów uwolniło także oprocentowania kredytów. - Odsetki załatwiły nas na amen - mówi pan Władysław. - Musieliśmy zwijać interes. Kiedy kilka lat wcześniej przebywał na szkoleniach w Belgii i Danii, zauważył, że produkcja nie pasteryzowanych, naturalnych przetworów owocowo-warzywnych to doskonały interes. - Zdałem sobie wtedy sprawę, że to właśnie jest przyszłość przetwórstwa - wyjaśnia. Jeszcze jako właściciel kiosku owocowo-warzywnego wziął w komis kilkanaście litrów soków domowej produkcji jednego ze swoich dostawców. Wówczas sprzedawały się doskonale. Dlatego potem, gdy zaczynał biznes od zera... - Razem z rodziną postanowiliśmy produkować naturalne soki marchwiowe - mówi pan Władysław. Bał się ryzyka Nie ukrywa, że ta decyzja nie była łatwa. - Bałem się ryzyka - wspomina Władysław Żądłowski. - Bałem się, że stracimy te kilka tysięcy złotych, na które złożyła się cała rodzina. Skromne środki nie starczały nawet na początek interesu. - Na przełomie 1996 i 1997 roku zacząłem pielgrzymki po bankach i innych instytucjach - opowiada pan Władysław. - Nikt nie chciał dać kredytu. Patrzyli na mnie jak na wariata - dodaje śmiejąc się. - Zacząłem już wątpić w powodzenie mojego planu - nie ukrywa. - Czułem się tak, jakby wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie. Właśnie wtedy w lokalnej prasie przeczytałem o Funduszu Mikro - wspomina. W przeciwieństwie do banków komercyjnych fundusz uwierzył w pomysł Władysława Żądłowskiego. - Sporządziłem biznes plan, a za 5 tys. pożyczki, jakie stamtąd uzyskałem, poręczyli mój znajomy taksówkarz oraz zaprzyjaźniona firma. Mogłem nareszcie zabrać się do roboty - mówi właściciel Eko-Vita. Ruszył mając w kieszeni kilkanaście tysięcy złotych. Zaczął od adaptacji domu, w którym mieszkał. Całą jedną kondygnację domu przeznaczył na zakład produkcyjny. - Wszystko przeprowadziliśmy własnymi siłami. Pracowaliśmy całą rodziną parę miesięcy - opowiada Żądłowski. - Musiało być zgodne z surowymi przepisami sanepidu - dodaje. Piętro domu wyłożyli kafelkami. Zamontowali wymyśloną i wykonaną własnoręcznie przez pana Władysława linię produkcyjną. - Wykorzystałem moją wiedzę rolniczą i mechanizacyjną - nie kryje du-my pan Władysław. - Zacząłem również korzystać z kontaktów, które przez lata pielęgnowałem w branży owocowo-warzywnej - dodaje. Pomysł to sukces W lutym 1997 roku pan Władysław zarejestrował swoją działalność pod nazwą Eko-Vit. Początki nie były imponujące. - Kupiliśmy przestarzałe sokowirówki, brakowało też porządnych opakowań na nasze soki - opowiada. Żądłowski nie chciał zdecydować się na opakowania szklane. - Były zbyt drogie, a koszta ich odbioru i mycia zbyt wysokie - wyjaśnia. Wtedy podpatrzył opakowania innych producentów przeznaczone do jogurtów. Postanowił wykorzystać właśnie to rozwiązanie. Znalazł firmę produkującą takie opakowania. - Były tańsze, a poza tym odpadało niebezpieczeństwo, że jacyś nieuczciwi sprzedawcy dolewaliby wody do gęstych soków - dodaje. Jednorazowe opakowania sprawiały jednak pewien kłopot. W jaki sposób bez specjalnych urządzeń zgrzewać aluminiowe pokrywki do plastikowych kubków? I tym razem pan Władysław okazał się złotą rączką. - Z żelazka skonstruowałem specjalną zgrzewarkę, która załatwiła problem - chwali się producent. - Zaczęliśmy się zastanawiać, jak najszybciej trafić do naszego potencjalnego klienta - opowiada Żądłowski. - Mój kolega taksówkarz, który poręczył mi pożyczkę, wpadł na pomysł, że może wozić soki bezpośrednio do odbiorców swoim samochodem, a zyskami będziemy się dzielić - dodaje. Od sklepu do sklepu Pan Władysław odwiedzał sklepy w poszukiwaniu odbiorców. - Sklepy brały towar na próbę i chwyciło - wspomina z radością pan Władysław. Potem zawalczył o bufety w różnych instytucjach. Jednym z pierwszych odbiorców okazał się Małopolski Urząd Wojewódzki. - Byłem w ciągłym ruchu, jeździłem od sklepu do sklepu i reklamowałem nasz produkt - opowiada Żądłowski. - Szybko wciągnąłem w to mojego syna razem z synową - dodaje. Z czasem jeden samochód przestawał wystarczać. - Wpadłem na pomysł, by wynajmować przewoźników. Ale nie tylko jako kierowców, także jako przedstawicieli handlowych - mówi. - Szybko podzieliliśmy Kraków na rewiry i tym sposobem mogliśmy uporządkować nasze dostawy. Produkcja szła tymczasem pełną parą. Z początkowej liczby 40-150 soków dziennie przez ostatnie pięć lat ich dzienna sprzedaż sięgnęła 3 tysięcy. Szybko spłacili kredyt. - Powoli zaczęliśmy inwestować - wspomina pan Władysław. - Zakupiliśmy niewielkie urządzenia chłodnicze, które okazały się niezbędne w prawidłowym przechowywaniu i produkcji soków. Jednak naszym, jak dotąd najważniejszym nabytkiem okazała się specjalna maszyna, która automatycznie nalewa i pakuje soki - dodaje. Podbijemy Śląsk Wielkim sukcesem firmy Eko-Vit było nawiązanie współpracy ze znaną Kliniką Hematologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Eko-Vit dostarcza tamtejszym pacjentom 110 soków dziennie, przez 5 dni w tygodniu. Dodatkowo tygodniowo dowozi też pacjentom 200 soków za darmo. - Nawiązanie współpracy z kliniką oznacza to, że nasz sok jest nie tylko smaczny, ale co najważniejsze, zdrowy - bez fałszywej skromności zaznacza pan Władysław. Teraz Eko-Vit zamierza wyjść ze swoją ofertą poza Kraków. - Chcemy wejść na Śląsk - planuje pan Władysław. - W najbliższym czasie ruszymy z profesjonalną chłodnią. Roboty mam jeszcze na kilka lat - zapewnia Władysław Żądłowski.

Komentarze

Wyświetlanie Sortowanie
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować. Zarejestruj lub zaloguj się [3]
Links
  [1] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&file=article&sid=91
  [2] http://www.bhpekspert.pl/index.php?name=News&catid=&topic=52
  [3] http://www.bhpekspert.pl/user.php